Od razu powiem, bez ogródek, że Top Kitchen jest grą wyjątkową. Po pierwsze – polski projekt. Po drugie – oryginalny temat. Po trzecie – profesjonalne podejście do kampanii crowdfundingowej i przygotowanie prototypu na miarę finalnego efektu (mieliśmy okazję zagrać na Narodowym). Powyższe z założenia powinny dawać efekt w postaci bardzo udanej gry. Jakie mamy odczucia po przetestowaniu jej? Zapraszam do recenzji!

Wykonanie

Zadam Ci na początek pytanie za 100 punktów – kiedy pierwszy raz zobaczyłeś Top Kitchen na żywo/na zdjęciach/na filmie/gdziekolwiek – co rzuciło Ci się w oczy? Oczywiście PATELNIA  i MNÓSTWO KOSTECZEK. Zacznę zatem od nich. Patelnia jest plastikowa, aczkolwiek jej wykonanie dobrze imituje prawdziwą, co dodaje grze smaczku. Kosteczki – małe, niepozorne, ale w dużej ilości wyglądają świetnie na planszy. Co do samej planszy, jakości kart, czy innych elementów (zdecydowanie na plus drewniane podstawki na karty) nie można się przyczepić – wszystko w należytej jakości. Jest jednak jedna rzecz, która mogłaby być lepiej przygotowana – karty z daniami z Menu. Nie mam na myśli jakości, a brak zdjęć/obrazków/szkiców potraw. Mamy wykwintny opis, zobrazowanie wymaganych kostek-składników, aczkolwiek przez to że nie ma wizualizacji potraw gra traci odrobinę na klimacie. Mimo to, jest go nadal sporo. 😉

O co w tym chodzi?

Top Kitchen w kwestii mechaniki, czy klimatu przypomina mi symbiozę programu Top Chef, szykowania potraw (zbierania kostek), jak w Grand Austria Hotel i dociągu kart potraw, jak biletów we Wsiąść do Pociągu. To wszystko razem, przyprawione elementami losowości i licytacji składa się na powyższy tytuł. A wchodząc trochę bardziej w szczegóły – gra składa się z 3 (na 4 osoby), bądź 4 (2-3 osoby) rund podzielonych na 3 fazy. W pierwszej z nich gracze dostają wypłatę, licytują się o miejsce w kolejce do zakupu składników i przypraw, dociągają karty potraw z menu, dobierają karty akcji i tak uzbrojeni przechodzą do fazy drugiej. A w tej głównym elementem jest zakup odpowiednich kostek do wrzucenia na patelnię. Należy jednak zwrócić uwagę, że podczas zakupów w swojej turze gracz może kupić maksymalnie 3 kosteczki jednego rodzaju. A im mniej kostek na planszy, tym ich cena rośnie… Należy zatem kupować z rozwagą. Dodatkowo gracze mogą np. w tym czasie ulepszać swoją kuchnię. Kiedy już wszyscy obkupią się w składniki, czy przyprawy – czas na punkt kulminacyjny programu, czyli gotowanie! Chodź z technicznego punktu widzenia, jeśli mamy patelnię to raczej smażymy… 😉 Gracze po kolei losują sobie wzajemnie potrawy, które zostaną poddane próbie przyrządzenia. W każdej kolejnej turze gracze opuszczają wybraną kartę nieprzygotowanej jeszcze potrawy o jeden poziom w dół i wybierają, którą będą chcieli przygotować. Wrzucają odpowiednie kosteczki na patelnię i jeśli suma liczby oczek będzie równa, bądź większa od tych na karcie – udało się! Zdobywasz pieniądze i prestiż! Jeśli nie – będziesz mieć kolejną próbę, chyba że nie zdążysz i potrawa spadnie do samego dołu, co jest równoznaczne z ujemnymi punktami… Gracze mogą dodatkowo korzystać z kart akcji, które im pomogą, przeszkadzać sobie wzajemnie kartami incydentów, czy też podjąć się przygotowania dodatkowo punktowanego deseru. Po zakończeniu tej fazy niewykorzystane składniki się psują (niczym jedzenie w Robinsonie Crusoe na koniec dnia…), kosteczki wracają na swoje miejsce na planszę główną i ruszamy od początku. Na koniec wygrywa oczywiście osoba z największa liczbą punktów.

Czy to fajne?

Na początku wspomniałem o kilku pozytywnych aspektach, które powinny przynieść  efekt w postaci udanego finalnego produktu, jakim jest Top Kitchen. I muszę przyznać, że w dużej mierze się to udało. Nie mówię, że w pełni, ponieważ są 2 kwestie, które mi się nie podobają, ale o tym na koniec. 😉 Najpierw plusy. Zdecydowanym walorem gry jest cała estetyka wydania. Plansza główna w połączeniu z dużą liczbą kostek wygląda świetnie. Każde miejsce jest odpowiednio oznaczone, opisane i nie pozostawia wątpliwości, czy kładziemy coś w dobrym miejscu. Do planszetek graczy także nie mam zarzutu – wyglądają przejrzyście i schludnie. Instrukcja napisana jest zrozumiale, choć na początku liczba zasad może odrobinę wystraszyć niewprawionego planszówkowicza. Fakt jest jednak taki, że wystarczy 1-2 rundy, żeby wiedzieć, co ma się robić i w jaki sposób. Kolejnym plusem jest praktycznie nieodczuwalny downtime, mimo że to gra z pogranicza euro. Zakupy w sklepie, czy gotowanie wykonuje się naprzemiennie, a że te czynności nie są bardzo czasochłonne gra się dość płynnie i bez opóźnień. Następny plus, jak dla mnie to nienachalna negatywna interakcja. Gracze mogą zagrywać na siebie karty incydentów (które np. pozbawiają nas pewnej ilości gotówki, a jest ona niezwykle ważna), czy klasycznie podbierać sobie kostki, jeśli wydedukują, jakie są komuś potrzebne. Zdecydowanie dobrym rozwiązaniem jest to, że można się obronić przed incydentem kartą… deseru. Czekolada jest przecież w stanie załatwić wszystko. 😉 Karty deseru mają jeszcze jedno (poza samym ich przygotowaniem i zebraniem punktów) bardzo dobre zastosowanie. Jak już wcześniej wspomniałem gracze co turę dokładają sobie potrawę do przyrządzenia (oczywiście z tych, które zachowali w trakcie fazy dobierania) i co turę jedna z nieprzyrządzonych potraw spada o poziom w dół. Można wyłożyć kartę deseru i obniżać jej poziom, aby skupić się na lepiej punktowanych i pieniędzogennych potrawach z głównego menu. Nieprzygotowany deser to dla kucharza minus jeden punkt, a nie minus 4, jak w przypadku normalnego posiłku. Karty akcji można wykorzystywać dodatkowo w jeszcze inny sposób – inwestując je (odkładając je pod planszę rewersem do góry), aby na koniec gry zgarnąć dodatkowe punkty prestiżu – co potrafi nieźle namieszać w finalnej punktacji i zmienić kolejność na podium.

A na koniec,… co mi się nie podobało? Tak naprawdę są to tylko 2 rzeczy. Pierwsza z nich, o której już wspomniałem to brak jakiegokolwiek zwizualizowania potraw na kartach. Zdecydowanie zwiększyłoby to klimat i wywołało uśmiech na twarzach graczy. A tak, uwaga skupia się na wymaganych kosteczkach, aniżeli na samym posiłku. Druga rzecz, która mi do końca nie pasuje, to sposób przygotowania potraw. Aby odnieść sukces musimy po pierwsze posiadać odpowiednie składniki (kostki), a po drugie wyrzucić minimalną sumę oczek turlając kostki na patelnię. W związku z tym pojawia się zupełnie nieprzewidywalna losowość. Mieliśmy taką sytuację w trakcie gry, że jedna z osób miała wykupione wszystkie potrzebne składniki do 3 potraw (wcześniej dobrze planując zakup kostek, ulepszeń etc.), jednak przez niefart w kostkach nie przyrządziła 2/3 z nich, tracąc w ten sposób 8 punktów. Nie do końca potrafię zlokalizować ten mechanizm w klimacie gotowania. Odnosząc do rzeczywistości – mając składniki przygotowuję obiad. Nie mam składników – nie udaje mi się. A tutaj można mieć wyliczone pieniądze, kupione składniki, przyprawy (zwiększające liczbę punków z konkretnych potraw, które ich wymagają), a i tak nie zakończyć gotowania sukcesem. Musimy się zastanowić nad jakimiś home rules w tym zakresie. A może Quantum Games się w tej kwestii wypowie? 😉 Poza tym, więcej grzechów nie pamiętam.

Podsumowując, Top Kitchen to ładna, klimatyczna gra przeznaczona dla troszkę bardziej zaawansowanych nowicjuszy planszówkowych, którzy chcą spróbować jakiejś większej gry. Dobrze sprawdzi się też, jako gra familijna, w której liczba zasad nie przytłoczy, a przyjemność z rozgrywki będzie na wysokim poziomie. Gdyby dołożyć obrazki na kartach i trochę zniwelować wpływ losowości na wynik gotowania – byłaby to dla mnie gra niemal idealna. Jednak mimo tych mankamentów (na które można przymknąć oko) i tak oceniam Top Kitchen wysoko. Lubię turlać takimi małymi kostkami (przywołują mi w pamięci kosteczki z Kacpra Ryxa), podoba mi się oryginalność pomysłu i dopracowanie gry, jako całości. I oczywiście patelnia. Bez patelni ta gra straciłaby wiele na klimacie. Prosty gadżet, a tyle zmienia. Nikt wcześniej na to nie wpadł (a przynajmniej nie kojarzę takiego tytułu), a w Top Kitchen bardzo fajnie komponuje się z całą grą.

Cenę Top Kitchen sprawdzisz TUTAJ.


Jeśli szukasz gry o oryginalnym klimacie – WARTO

Jeśli zależy Ci na bardzo ładnym wydaniu – WARTO

Jeśli jesteś w stanie zaakceptować choć trochę losowość w grach – WARTO


Plusy:

  • PATELNIA !
  • dobrze się gra zarówno w 2, jak i 4 osoby
  • nieodczuwalny downtime
  • gra z pogranicza euro (jest kwestia ekonomiczna, jednak bardzo dobrze połączona z klimatem)
  • łatwe do przyswojenia i zrozumienia zasady
  • drewniane podstawki na karty

Minusy:

  • brak obrazków na kartach potraw
  • losowość przy gotowaniu potraw

Wydawca: Quantum Games
Liczba graczy: 2-4
Wiek: 10+
Czas: 45-70 minut


2 komentarze

Elementum zbiera fundusze na wspieram.to! – Board Games Addiction – recenzje, zdjęcia, nowości, luźne gadki – o grach planszowych! · 24 września 2017 o 18:23

[…] wydawnictwa – Quantum Games. Gra o gotowaniu niewątpliwie odniosła sukces (nasza recenzja TUTAJ), dlatego też QG wystartowało z kolejnym autorskim projektem. Trwa aktualnie zbiórka funduszy na […]

Elementum, czyli żywiołowa karcianka! – Board Games Addiction · 11 maja 2018 o 21:38

[…] przede wszystkim ze swojego pierwszego, większego tytułu, czyli Top Kitchen (nasza recenzja TUTAJ). Autorska gra Mariusza Milewskiego została wydana dzięki udanej zbiórce funduszy na […]

Leave a Reply to Elementum zbiera fundusze na wspieram.to! – Board Games Addiction – recenzje, zdjęcia, nowości, luźne gadki – o grach planszowych!Cancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.