2 lata temu, pisząc recenzję Splendoru zastanawiałem się, czy zasługuje na splendor (recenzja TUTAJ). Teraz, nie przypadkowo zastanawiam się, jak jest w przypadku Majestatu. I dlaczego porównuję go akurat do Splendoru? Ano dlatego, że autor ten sam, poza tym w obu pudłach znajdziemy fajne, grube żetony (w Splendorze nawet lepsze), które przyciągają uwagę kupujących. Czy tylko żetony są czymś ekstra w Majestacie? Sprawdźmy to!

Co tym razem wymyślił Marc Andre?

Mechanika Splendoru opiera się na dobieraniu żetonów, a następnie wydawaniu żetonów, żeby kupić karty, dzięki którym z kolei będziemy pobierali mniej żetonów, żeby kupować kolejne karty. Sucho i bez interakcji, a mimo to rozgrywka wciąga. Majestat, jeszcze przed wydaniem został okrzyknięty Splendor-killerem, a nawet Century-killerem (które już wcześniej zostało Splendor-killerem…). Ja będę się odnosił jedynie do Splendoru. 😉 W Majestacie wspomniane, piękne żetony służą do oznaczania liczby punktów. Mechanika gry opiera się na dobieraniu kart z ogólnej puli (przy okazji płacąc mepelkami, aby dostać się do kolejnych kart w rzędzie – czasem warto!), układania ich w naszych lokalizacjach i aktywowania akcji/zbierania punktów z tej lokacji. Ogromny plus i jednocześnie różnica względem Splendoru jest taka, że podczas dokładania karty często aktywujemy efekt, który wpływa również na innych graczy, np. każdy kto ma choć jedną kartę młynarki dostaje punkty, jeśli ktoś inny dołoży u siebie kartę browarnika. Albo dołożenie karty rycerza powoduje atak na wszystkich pozostałych – jeśli nie posiadają odpowiedniej ilości kart strażników, wtedy jedna z ich kart ląduje w szpitalu. I dopiero dołożenie czarownicy pozwala ją uleczyć… Obserwując, jak inni gracze dokładają sobie karty możemy również próbować ich blokować i np. zabierać z puli karty, które im przydałyby się bardziej. Robi się zatem dużo ciekawiej, niż w Splendorze. Gramy do 12 wyłożonych kart – następnie podliczamy punkty. Tym razem wyjątkowo – kto ma ich najwięcej, wygrywa.

Lepszy od Splendoru. A jak na rynku?

Dla mnie era Splendoru się zakończyła. Przyznaję, że pozbyliśmy się go z naszej kolekcji już jakiś czas temu (z dwóch powodów: ograł się już; i tak mamy dużo gier) i czasem pojawiała się myśl, że fajnie byłoby na chwilę do niego wrócić i znów zagrać. Po poznaniu Majestatu nie mam już takiej potrzeby i jeśli miałbym wybierać między tymi dwoma tytułami – wybór pada w 100% na Majestat. Zadecydowały o tym kwestie wspomniane już wcześniej (interakcja, brak aż takiej suchości w rozgrywce), ale nie tylko. Pamiętam, że Splendor dłużył mi się w nieskończoność. Szczególnie irytowało mnie, jak nasi znajomi splendor-wymiatacze już w pierwszym ruchu rezerwowali karty, mieli super strategie i nie wiadomo co jeszcze, a ja brałem żetony w ciemno, żeby jakoś zacząć. Totalna abstrakcja. W Majestacie ten próg wejścia jest niższy, a wytłumaczenie zasad dużo prostsze. Wystarczy rozłożyć grę i zacząć, dopowiadając parę słów, co, dlaczego i gdzie. Gra się również dużo szybciej (najkrótsza 2-osobowa partia zajęła nam 10 minut), a więc podczas jednej sesji można spokojnie rozegrać kilka szybkich rund. Kolejna fajna rzecz – dla tych, którym wersja podstawowa się znudzi, albo stwierdzą że jest za prosta. Karty lokacji posiadają strony A i B. A – wersja łatwiejsza. B – bardziej zaawansowana. Jedna i druga daje fun, przy czym pierwsza bardziej wybacza ewentualne błędy. W Splendorze irytował mnie również downtime, którego w Majestacie praktycznie nie ma. Niektórych może odstraszać cena, jak za grę, która może się zamknąć w 10 minut na 2 osoby. Jest podobna do tej Splendorowej (ok. 80-90zł), aczkolwiek jako że partia w Splendor zamykała się w 30-40 minut, to i społeczne odczucie względem ceny było inne. Według mnie wykonanie Majestatu tę cenę rekompensuje: funkcjonalna wypraska, sporo drewnianych, małych mepelków, i oczywiście wspomniane już niejednokrotnie żetony. Jak zatem sklasyfikować Majestat względem podobnych gier na rynku? Ja bym ją określił jako bardzo ładny, szybki, lekki filler, z niskim progiem wejścia, a jednocześnie różnymi poziomami trudności. A zatem…

Jeśli szukasz pięknie wydanej gry – WARTO

Jeśli zależy Ci na szybkiej, płynnej rozgrywce – WARTO

Jeśli podobały Ci się żetony w Splendorze 😉 – WARTO

Cenę Majestatu sprawdzisz TUTAJ.

Plusy:

  • piękne wydanie (żetony, mepelki, karty, wypraska)
  • niski prób wejścia
  • szybka rozgrywka
  • dwa poziomy trudności
  • praktyczny brak downtime’u

Minusy:

  • brak

Wydawca: Bard
Liczba graczy: 2-4
Wiek: 7+
Czas gry: 20-40 minut


3 komentarze

Stark · 7 lutego 2018 o 09:49

to w końcu jest majestatyczny, czy nie?:D

    owiessek · 12 lutego 2018 o 00:08

    Jest prosty, szybki lekki. Jednym słowem dobry. Do statusu 'majestatyczny’ chyba jednak troszkę za mało 😉

STARK EXPO – marzec 2018 – relacja! – Board Games Addiction · 9 marca 2018 o 09:30

[…] – moja recenzja TUTAJ. Nadal uważam, że to dobry tytuł. […]

Leave a Reply to STARK EXPO – marzec 2018 – relacja! – Board Games AddictionCancel reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.