Pewnie praktycznie każda recenzja Roll Playera, na którą natkniecie się w internetach zacznie się od historii odnoszącej się do czasów zabawy w różnego rodzaju gry RPG, w których podstawowym i baaardzo czasochłonnym zadaniem było stworzenie swojej własnej postaci. Trudno się dziwić, bo Roll to właśnie zabawa w kreowanie swojego herosa, który z najlepszym ekwipunkiem, super umiejętnościami i z napakowanymi maksymalnie statystykami ruszy na podbój świata! A nie.. .stop. W tym momencie gra się kończy. Aczkolwiek, czy to źle? Zapraszam na recenzję!
Karta postaci
Myślę, że jest sporo osób, które podobnie jak ja próbowały kiedyś bawić się w jakiś system RPG. W moim przypadku było to Dungeons&Dragons, jeszcze w czasach gimnazjum, a więc… dawno. ’Próbowały’ to słowo klucz. Zatrzymaliśmy się wtedy właśnie na tworzeniu swoich postaci – wymyślaniu ich rasy, klasy, imienia, historii, początkowych statystyk, atrybutów, umiejętności, ekwipunku etc. etc. etc. Trwało to wiele godzin, a i tak nie skończyliśmy. Z resztą, na tej jednej sesji poprzestaliśmy, bo jakoś później nie było czasu. Nie zmienia to jednak faktu, że te kilka godzin poświęcone na wykreowanie swojego bohatera dawało ogromną frajdę. Odpowiadając zatem od razu na pytanie ze wstępu, czy to źle, że Roll kończy się w momencie stworzenia postaci – ZDECYDOWANIE NIE, ponieważ sam ten proces daje mnóstwo zabawy! A do tego bardzo dobrze działa mechanicznie.
Podczas gry korzystamy z dwóch obszarów – planszy gracza i rynku z nowymi przedmiotami/cechami/umiejętnościami etc. I tak naprawdę jedynie rynek jest punktem styku pomiędzy graczami biorącymi udział w grze. Tylko tam, wybierając kostki, które akurat pasowałyby komuś innemu, albo kupując przedmioty, na które ktoś akurat czekał można sobie trochę wzajemnie poprzeszkadzać. Poza tym – interakcji w Rollu praktycznie nie ma. Dla miłośników interakcji może to być zdecydowany minus. Plusem jednak takiej sytuacji jest fakt, że akcje można wykonywać praktycznie równolegle, co z kolei pozytywnie wpływa na wyeliminowanie downtime’u. A biorąc pod uwagę, jak bardzo trzeba kombinować, żeby mieć jak najlepszy wynik – czasem mogą zdarzyć się przywieszki. 😉 .
Przejdźmy do planszy gracza. Na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo statyczna, jednak podczas partii okazuje się, że dopasowywanie wszystkich elementów układanki (kostek w rzędach atrybutów, przedmiotów, cech etc.) wprowadza dość dużą dynamikę w tym, co się na planszy dzieje. A sercem gry nie jest modlenie się o jak najlepszy wynik na kostkach. Wielokrotnie przekonaliśmy się, że nawet wyrzucając słabe wyniki można wygrać partię. Jak to się dzieje? Przytoczę przykład. W niedawnej partii, po wytłumaczeniu zasad i rozpoczęciu gry (co zajęło parę minut, bo mechanika jest bardzo prosta) zaczęły pojawiać się w trakcie pytania dotyczące możliwości wykonania jakichś dodatkowych akcji. Odpowiedź jest prosta – tak, można je wykonywać, jeśli posiada się odpowiednią umiejętność/przedmiot, które nabywa się w trakcie. Było to widoczne np. w momencie, kiedy znajoma nie miała już do dyspozycji akcji z atrybutu zręczności, czyli zamiany kostek miejscami. W kolejnej turze kupiła kartę umiejętności, która pozwalała podmienić kostkę na planszy z wybraną przez siebie z worka. Dodając do tego zdolność specjalną jej klasy – przy wykorzystaniu karty umiejętności nie musiała przesuwać kostki na karcie charakteru, a więc co turę mogła podmieniać kostki. Podobnych zagwostek było więcej i faktycznie na każdą z nich odpowiedzią była zdolność którejś z kart. Dzięki temu, mimo iż sercem gry jest turlanie kostkami, a więc losowość w pełni, to każdy nad tą losowością jest w stanie zapanować. Pierwszą partię skończyłem mając szóstki na prawie wszystkich kościach, a przecież statystycznie jest to wręcz niemożliwe.
Dzięki temu, że gracze są w stanie wykonywać swoje ruchy niemal równolegle czas partii jest podobny przy grze w 2, jak i 4 osoby. I muszę przyznać, że w każdym składzie grało nam się dobrze. Im więcej osób, tym ciekawiej robi się na rynku, ponieważ do wyboru jest więcej kart, a zatem i wybór kostek w środkowej strefie nabiera większego znaczenia. Przy partii 2-osobowej raczej każdy dopieszczał swojego zawodnika bez specjalnego oglądania się na przeciwnika. I w dalszym ciągu były to bardzo dobre partie!
Na koniec kilka słów na temat samych postaci. Każda z nich posiada rasę (m.in. orkowie, niziołki, drakoni, ludzie, ropuchy), klasę (m.in. łowca, kapłan, bard, barbarzyńca), historię oraz charakter. Unikalnych połączeń tych wszystkich cech wychodzi bardzo dużo, a zatem każda partia będzie się w pewnym stopniu różniła od poprzedniej, ponieważ nasze cele będą się zmieniać. To wpływa pozytywnie na regrywalność.
Podsumowując, Roll Player jest grą unikatową. Bardzo dobrze działa w niej połączenie kościanej losowości z akcjami atrybutów na kartach graczy i wszystkich pozostałych możliwości, jakie dają karty, które gracze nabywają podczas rozgrywki. A wszystko to obudowane prostymi zasadami, niskim progiem wejścia i dość szybkim czasem rozgrywki.
Plusy:
- niski próg wejścia
- wykonanie (duże kostki)
- rozwój postaci (dokupowane karty i akcje wynikające z atrybutów) pozwalają zapanować nad losowością
- możliwość wykonywania ruchów na swojej planszy równolegle z innymi
- unikalne połączenia ras, cech, charakteru i historii postaci
Minusy:
- dla niektórych graczy minusem może być brak interakcji
Wydawca: Ogry Games
Liczba graczy: 2-4
Wiek: 10+
Czas gry: 45-60 minut
2 komentarze
STARK EXPO – marzec 2018 – relacja! – Board Games Addiction · 9 marca 2018 o 01:59
[…] kostek na planszy. Wg mnie nie jest lepsza (a dla dociekliwych – recenzja Roll Playera TUTAJ), co nie oznacza, że to zła gra. Trzeba pomyśleć, czasem zaryzykować, a w razie problemów […]
Roll Player: Potwory i Sługusy – czas ubić jakiegoś potwora! – Board Games Addiction · 27 maja 2018 o 23:01
[…] jest to fajna zabawa, o czym możecie przekonać się, wracając do naszej recenzji Rolla (link TUTAJ). Sporo osób jednak narzekało, że jak już stworzyli swoją postać to… gra się po prostu […]