Cześć!
Podczas mojej niedawnej wizyty w Poznaniu miałem okazję spotkać chłopaków z Games Unplugged i zagrać w ich pierwszy tytuł, który ma się pojawić na naszym rynku jeszcze w tym roku. Mam na myśli oczywiście Daimyo: Odrodzenie Imperium! Rozegrałem jedną partię w 4-osobowym składzie i chętnie podzielę się pierwszym wrażeniem i odczuciami. Opowiem parę słów o mechanikach, jaki jest to typ gry, komu się może spodobać i czy znajdziesz tam klimat postapokaliptycznej Japonii. Do dzieła!
O mechanice słów kilka
Mówiąc wprost, Daimyo jest grą typu euro, w której całkiem sprytnie łączą się mechaniki dice rolling, worker placement, area control, dopakowane lekko deckbuildingiem. Sposób wyboru podejmowanych akcji z kolei skojarzy Ci się na pewno z wielkim hitem, jakim jest Scythe. Od razu jednak zaznaczam, że nie jest to klon gry Jamey’ego Stegmaiera. Co jest zatem celem gry? Oczywiście zdobycie jak największej liczby punktów na koniec rozgrywki. 😉 A w jaki sposób można tego dokonać?
Zabawę zaczynamy od wybrania klanu. Przypisana jest do niego odpowiednia planszetka, zestaw meepli i znaczników oraz kilka kart początkowych. Wybieramy gracza rozpoczynającego, pobieramy początkowe zasoby, ustawiamy swoje pierwsze meeple na planszy i zaczynamy partię! Rozgrywka toczy się na przestrzeni 5 rund. Podobnie, jak w przypadku Osadników Trzewiczka, na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że jest to bardzo mało czasu na podejmowanie jakichkolwiek sensownych działań. Nic bardziej mylnego, ponieważ z biegiem czasu możliwości rosną, a gra staje się bardziej rozbudowana.
Na początku rundy gracz rozpoczynający rzuca kośćmi (ich liczba dostosowana jest oczywiście do wielkości składu). Turę rozpoczyna się od wyboru jednej z nich – jej kolor określa, którą akcję z planszetki możemy wykonać. Do końca rundy nie ma już możliwości przypisania kolejnej kości do tej samej akcji. A tych jest kilka – możliwość zwiększenia wielkości składu na relikty, zdobycie zasobów, rekrutacja samurajów, budowa budynków, czy akcja specjalna przypisana do klanu. Pewnie zastawiasz się, jakie znaczenie mają wartości na pobieranych kościach? Otóż, ich odpowiednia sumaryczna wartość na planszy daje możliwość odpalania zdolności z posiadanych kart. Im mocniejsza karta, tym często wyższego wyniku na kościach wymaga. A co wynika z podejmowanych akcji?
Niebieski obszar dotyczy miejsca na relikty. Ich zbieranie z kolei przekłada się na liczbę punktów zdobytych na koniec gry. Akcja zielona daje możliwość zebrania surowców z planszy, oczywiście z pól na których mamy swoje meeple, bądź budynki. Surowce są nam niezbędne do rekrutacji i wznoszenia budowli. Przy ich pomocy podnosi się swój poziom wpływu w konkretnych częściach mapy, co przekłada się na liczbę punktów zdobywanych co turę. Z każdą kolejną ich liczba się zwiększa, przy czym dotyczą jedynie dwóch najbardziej wpływowych graczy w regionie. Dodatkowo, budowanie budynków pozwala na odblokowywanie żetonów z dodatkowymi akcjami, które przypisujemy sobie do akcji głównych. Mamy tu zatem kolejną analogię do Scythe, w którym z biegiem czasu i podejmowanych działań odblokowywały się kolejne składowe akcji podstawowych.
Koniec rundy wiąże się z podliczeniem punktów za wpływy. Dodatkowo jest to moment, w którym gracze mogą zakupić dostępne karty akcji (o ile ich na nie stać oczywiście). Ich działanie jest dwojakie. Po pierwsze można z nich korzystać w trakcie gry i odpalać zawarte na nich akcje, a po drugie ich wartość przekłada się na koniec gry na wartość siły naszej armii. Nie trudno się domyśleć, że dzięki temu mamy szansę zdobyć kolejne punkty. Gra kończy się po 5 takich rundach, a osoba, która zdobyła najwięcej punktów wygrywa.
Podsumowując, w jaki sposób jesteś w stanie zdobyć punkty? Za dominację w regionach podczas gry, za liczbę zdobytych reliktów, postawionych budynków oraz za siłę armii. Z jednej strony jest to proste założenie, z drugiej trzeba się naprawdę nakombinować, żeby prześcignąć pozostałych. 😉
Klimat – jest, czy nie ma?
Jak powiedziałem wcześniej, mamy tu do czynienia z grą euro. Patrząc na mechanikę i zasady już wiesz, że gra daje dużo możliwości kombinowania, żeby zdobyć jak najwięcej punktów. Są kości, akcje, meeple, budynki, karty – całkiem sporo elementów. Mamy też, na pierwszy rzut oka pstrokatą i mało czytelną planszę, a to wszystko utrzymane w temacie postapokaliptycznej Japonii. Uwielbiam takie klimaty i kiedy tylko zobaczyłem grafikę pudełka w zapowiedziach Games Unplugged wiedziałem, że gra trafia na radar, niezależnie od tego, co będzie sobą prezentować mechanicznie. Kiedy nadarzyła się okazja spotkania i zagrania, również nie mogłem nie skorzystać. Kiedy Robert zaczął tłumaczyć zasady pojawiła mi się pewna obawa, że gra okaże się strasznym sucharem. I pierwsza runda taka była. Ale im dalej w las… tym więcej przysłowiowego mięsa. Nie będzie tu co prawda epickich starć, czy jakiejś wielkiej przygody. Natomiast na odczuwanie klimatu wpływa przede wszystkim w dużej mierze oprawa graficzna oraz mechanika dobrze współgrająca z tematem. Jest jeszcze jeden, na pozór mały element, który jednak nabiera znaczenia na kolejnych etapach gry. Mam na myśli ninja zabójców, których możliwość wysyłki na planszę mamy podczas rekrutacji. Gdzieś tak od 3 rundy ich rola okazała się znacząca pod kątem utrzymania dominacji w regionach.
Wracając jeszcze na chwilę do mapy. Wspomniałem, że wydaje się nieczytelna na pierwszy rzut oka. I w sumie, na początku faktycznie taka jest. Natomiast kwestią czasu jest przyzwyczajenie się do niej i dostrzeżenie szczegółów, które także wpływają pozytywnie na klimat. Mi wystarczyły 2-3 rundy tej jednej partii. Jeśli zatem obawiasz się tego aspektu, już nie musisz. 😉
Dla kogo jest Daimyo? Wrażenia!
W mojej opinii, z rozgrywki zadowoleni będą w dużej mierze fani euro. Nie ma co ukrywać, że jest to raczej główna grupa docelowa. Z drugiej strony – mi się naprawdę podobało. A jeśli obserwujesz mnie od jakiegoś czasu to wiesz, że jestem miłośnikiem gier przygodowych, z klimatem, w którym główną rolę odgrywa szerokorozumiany fun z przeżywanej historii. Mimo to, w Daimyo grało mi się naprawdę bardzo dobrze! Wszystko to za sprawą zazębiających się akcji, konieczność przemyślenia swojej strategii, ale też klimat, który dla mnie był wyczuwalny. Może nie aż tak, jak w przypadku np. Posiadłości Szaleństwa, czy Cthulhu Death May Die, ale jednak. Japonię uwielbiam, więc miłośnicy kraju kwitnącej wiśni także odnajdą tutaj coś dla siebie. Tytuł ten spodobał mi się na tyle, że… postanowiłem objąć go swoim patronatem! Na pudełku znajdziesz zatem moje logo, co także stanowi jasny sygnał, że rekomenduję posiadanie Daimyo w swojej kolekcji. Dostajesz tutaj kilka dróg do zwycięstwa, różnorodność, piękne wydanie. Jednym słowem – warto! 🙂
Gratuluję chłopakom z Games Unplugged doboru tytułu do wydania i życzę samych sukcesów z kolejnymi grami! 🙂
4 komentarze
Iwa · 23 września 2021 o 21:41
Przekonał mnie opis do gry!
owiessek · 24 września 2021 o 08:41
Super, cieszę się! 🙂 Na https://sklep.gamesunplugged.pl/ ruszyła przedsprzedaż, premiera w listopadzie 😀
Atk · 4 października 2021 o 13:28
Największa szkoda, to brak dwuwarstwowych planszy gracza. Liczę jednak, że gra będzie tak dobra, że ten szczegół nie będzie aż tak widoczny. No i że kiedyś wyjdą ramki na plansze gracza. (Bo o planszach dwuwarstwowych pewnie można zapomnieć)
owiessek · 4 października 2021 o 16:41
Faktycznie, byłoby to fajne udogodnienie. Aczkolwiek nie odczułem jakiegoś dyskomfortu przez brak dwuwarstwowych planszetek. 😉