Zazwyczaj kiedy chcę kupić nową grę, to zachowuję się jak neandertalczyk – obserwuję z daleka, podchodzę nieśmiało, z dystansem, sprawdzam, czy nie zrobi mi krzywdy, a jeśli jest okazja to pytam któregoś bardziej doświadczonego kolegę o opinię.

Jednak w przypadku tej gry zachowałem się niczym nastolatka na koncercie Justina Biebera.

I teraz mam za swoje…

„Way of the Panda” to najnowsza gra ze stajni CMON, przeznaczona dla 2-4 graczy, w której wcielamy się w przywódców klanów walecznych… pand!

Prowincja Xian przez wiele lat znajdowała się pod panowaniem szlachetnych i pracowitych pand. Był to okres świetności tej krainy, co oczywiście nie spodobało się zaborczym ludziom, którzy najechali i splądrowali te regiony, a zamieszkujące je pandy skazali na banicję. Przez wiele lat pandy nic z tym nie robiły, ale w końcu nastał czas ognia i wojny, czas pogardy…
Ekhm..
Nowy władca pand postanowił zrobić porządek z ludzkim najeźdźcą i odbić ziemie, które się im należą. W tym celu przywołał do siebie przywódców czterech klanów: Białej Pięści, Żółtej Rzeki, Nocnej Lilli oraz Piaskowego Lisa, aby ci zjednoczyli siły i wspólnie stawili czoła ludziom okupującym ich krainę. Dawne waśnie muszą iść w odstawkę, bo tylko zjednoczone klany poradzą sobie z zagrożeniem i przywrócą dawny blask prowincji Xian!

Każdy z graczy obejmuje kontrolę nad jednym z klanów, reprezentowanych przez 3 liderów: mnicha, burmistrza i wojownika, wspieranych przez strażników patrolujących lesiste ścieżki i górskie przełęcze.

Rozgrywka składa się z kilku rund i odbywa się na dwóch płaszczyznach „action & adventure” 😉
Dzieje się tak, ponieważ w grze mamy dwie plansze: akcji oraz prowincji Xian.
Plansza akcji to tak naprawdę serce tej gry: umieszczamy tam naszych strażników (oraz płacimy punktami akcji), aby wykonać interesujące nas działania na planszy prowincji.

A jakie są to działania?
W zasadzie robimy wszystko, aby przegonić ludzkich wojowników ninja okupujących drogi na mapie i przywrócić dawną świetność tego regionu.
W tym celu wysyłamy naszych liderów (mnicha, burmistrza, wojownika) do wiosek, w których możemy budować bramy, pagody i targowiska, dzięki czemu zniszczone wioski rozrastają się i stają na nowo miastami i metropoliami. Możemy również wyposażyć naszych przywódców w atrybuty podnoszące ich siłę, aby mogli się poruszać po coraz bardziej niebezpiecznych drogach. Przywódcy również mają swoje prywatne zadania do wykonania, za które otrzymują nagrody podnoszące ich prestiż.
Ponadto, kiedy nasi liderzy poruszają się po drogach, zastępują ludzkich ninja własnymi pandzimi strażnikami, sprawiając, że drogi stają się bezpieczniejsze, a dzięki bezpiecznym drogom można rozwijać wsie i miasta.

Jak więc widać – to co robimy na płaszczyźnie action ma przełożenie na adventure w tej grze.

A jak to wygląda mechanicznie?
Akcje w grze zostały rozwiązane w bardzo ciekawy sposób – mamy tutaj do czynienia z mechaniką worker placement z ciekawym twistem.
Plansza akcji składa z 4 kolumn (po 1 dla każdego z przywódców i ostatnią uniwersalną), a każda kolumna posiada po 5 poziomów. Decydując się na wybór jakiejś akcji musimy robić to rozważnie z kilku powodów. Przede wszystkim dlatego, że kolejne poziomy w dół są coraz droższe. Co prawda mamy tam dostęp do mocniejszych (lub kilku na raz) akcji do wykonania, ale są tam również akcje podstawowe. Kolejną kwestią jest to, iż pierwszy gracz na polu danej akcji umieszcza na nim tylko 1 strażnika, a każdy kolejny musi postawić o jednego strażnika więcej niż poprzednik. Tak – to są ci sami strażnicy, których rozmieszczamy na planszy głównej, aby oczyścić drogi z ludzkich ninja, a że pula strażników dla każdego gracza jest ograniczona – musimy uważać, żeby nie doprowadzić do sytuacji, w której zabraknie nam strażników na drogi lub do wykorzystania na planszy akcji.

Dobra – te rzeczy spotykamy również w innych grach z worker placement i wyborem akcji, co więc jest takiego wyjątkowego w „Way of the Panda”?
Otóż to, że kiedy zdecydujemy się wybrać jakąś akcję, to od tej pory nie możemy się cofać na polach akcji – innymi słowy, wszystkie miejsca na lewo i powyżej w tabeli akcji są dla nas niedostępne do końca danej rundy. Stąd pojawienie się podstawowych opcji również na niższych polach tabeli – nie odetniemy się np. od możliwości poruszania mnichem, ale będziemy musieli już za to zapłacić…

I to jest najciekawszy element w tym tytule, ponieważ druga część rozgrywki – to, co dzieje się na planszy regionu, nie jest już tak emocjonujące.
Ten element gry jest bardzo podobny do… Ticket to Ride.
Poważnie.
„Walka” naszego wojownika z ninja na drodze, czy szerzenie dobrego słowa przez mnicha to nic innego jak przesuwanie dużych figurek pand po planszy i dołożenie jednej małej figurki strażnika na mijanej ścieżce. W ten sposób zakrywamy nadrukowanych ludzkich ninja, a kiedy ostatni ninja zostanie zakryty przez strażnika, zabieramy wszystkich strażników z planszy a na ich miejscu układamy kartonowy znacznik strażników w naszym (lub neutralnym, bo tych znaczników również mamy ograniczoną ilość) kolorze, dzięki czemu dana droga jest bezpieczna. Hmmm…
Kiedy przy jednej wiosce znajduje się określona liczba pandzich strażników, nasz mnich/wojownik/burmistrz może zbudować odpowiadający mu budynek.
Warunek jest taki, że w jednej wiosce może być tylko jeden budynek danego typu. Kiedy pojawi się trzecia budowla, zabieramy wszystkie, a na nich miejscu umieszczamy podstawkę – bazę pod powstające miasto.

Za każdym razem, kiedy budujemy nowy budynek otrzymujemy punkty zwycięstwa, a kiedy przekształcamy wioskę w miasto, możemy skorzystać jednorazowo z jednej z kart bonusowych.

Następnie możemy rozbudować bazy w pełnoprawne metropolie, budując po raz kolejny te same budynki, umieszczając je na podstawce, ale teraz już tylko dzięki o wiele droższym akcjom.

Oprócz tego, jak wspomniałem wcześniej, możemy wysłać naszych liderów, aby wypełnili questy, za które dostaną nagrody, ale to ponownie jest poruszenie figurką po bezpiecznej drodze (lub dołożenie strażnika na planszę), do wioski/miasta, w którym znajduje się budynek przypisany do danego lidera i za samo to otrzymujemy nagrodę.

Runda kończy się, kiedy wszyscy gracze spasują (bo nie mają już punktów akcji/strażników/chcą zostawić więcej punktów na kolejną rundę, przygotowując się do zrobienia mocniejszych rzeczy).
Wtedy wszyscy gracze zbierają figurki strażników z planszy akcji i otrzymują po 1 punkcie akcji za każdą taką figurkę. Gracz, który będzie miał najmniej punktów akcji, jest pierwszym graczem w kolejnej rundzie.

I tak wygląda cała rozgrywka – poruszamy dużymi pandami po mapie, dokładamy strażników, zamieniamy ich na tekturowe wag… znaczniki strażników, budujemy budynki w wioskach, przekształcamy je w bazy pod miasta, budujemy budynki na tych bazach i zbieramy punkty.

Gra nie ma odgórnie ustalonej liczby rund i kończy się  w momencie, kiedy zostanie spełniony jeden z trzech warunków:
– skończą się budynki, które możemy zbudować na planszy,
– na planszy pojawi się szósta baza pod miasto,
– na planszy będą dwa w pełni rozbudowane miasta.

Na koniec dodajemy punkty z naszych postaci (poziom siły x mnożnik z posiadanych nagród za wykonane questy), punkty z karty punktowania w trakcie gry (jeśli nie zrobiliśmy tego wcześniej) oraz karty punktowania końcowego. Gracz, który ma tych punktów najwięcej – wygrywa grę.

Na zdjęciach możecie zobaczyć, jak została wykonana Droga Pandy – jest to CMON, więc raczej niczym nas nie zaskoczoną… Oprócz tego, że w tej grze jest relatywnie niewiele plastiku, do czego przyzwyczaił nas ten wydawca, a samo pudełko ma standardowe wymiary, nie zaś te, które znamy chociażby z The Others czy Godfathera – co byłoby na plus, gdyby nie cena… Ale do tego jeszcze wrócimy.

Czuję ciężar, który spoczywa na mnie podczas pisania tej recenzji, ponieważ wiele osób interesuje się tą grą, a to będzie pierwsza polska recenzja tego tytułu…

I muszę przyznać, że „Way of the Panda” rozczarowało mnie.
Byliśmy z Callo na nią mocno nakręceni już od pierwszego materiału, który pokazał nam Maciek i nie mogliśmy się doczekać premiery. W końcu nadszedł ten dzień i…
No cóż.
Zagrałem w ten tytuł wiele partii, w różnych składach osobowych i wniosek jest jeden: dostaliśmy świetny mechanizm akcji i przeciętną warstwę „przygodową” na planszy głównej.
Od samego początku miałem wrażenie, że gram w wariację na temat „Wsiąść do pociągu”, gdzie wagony (tudzież taksówki) zostały zastąpione strażnikami, a miasta na mapie wioskami, do których musimy przyłączyć strażników, aby można było popchnąć grę do przodu. I to dosłownie MUSIMY, bo aby móc budować kolejne budynki w wiosce/mieście, musi takie miejsce otaczać konkretna liczba strażników, co siłą rzeczy wymusza na nas poruszanie się w kółko po tych samych ścieżkach i dokładanie znaczników.
Uczucie to potęgują również cele pośrednie, za które punktujemy w trakcie gry oraz cel końcowy. Jest ich po kilka do wyboru, ale większość z nich to wariacja na temat „połącz drogami: 3 punkty zaznaczone na mapie/wieże/bramy/etc” lub „miej na mapie najwięcej swoich żetonów strażników”, „zbuduj najdłuższe połączenie bezpiecznych dróg na mapie” – też macie w tym momencie deja vu?
Żeby oddać sprawiedliwość – są też inne cele, np. „zbuduj jak najszybciej 4 bramy/wieże/targowiska”, a nawet są karty, na których nie mamy celu, a dodatkowe akcje do wykonania – jest to całkiem sympatyczna odmiana, od realizacji bile… połączeń między budynkami.

Brakuje mi w tej grze również interakcji między graczami. Jasne, od początku wiedziałem, że będzie to gra euro z przyklejonym klimatem, ale jako fan „Mists of Pandaria” miałem minimalną nadzieję, że w grze pojawi się jakaś opcja na wzajemne przeszkadzanie, a tak naprawdę jedyna interakcja w tej grze to podwyższenie kosztów wykonania akcji i zdobycie dodatkowych punktów zwycięstwa, jeśli podczas budowy naszego budynku wioskę otaczają też strażnicy innych graczy.
Mało tego – grając we 2 osoby często dochodzi do sytuacji, że okopujemy się na dwóch różnych krańcach mapy i nawet się do siebie nie zbliżamy, tylko oramy własne poletka… Przy większej liczbie graczy pojawia się więcej interakcji między nami, głównie na planszy akcji, ale też i rozgrywka jest nieco szybsza, ponieważ mamy do dyspozycji mniejszą liczbę strażników.

Jakie jest więc „Way of the Panda”?
Bardzo nierówne. Świetny mechanizm worker placement z fajnym twistem i wykorzystaniem strażników, który pozwala pogłówkować i daje sporą satysfakcję i dość nudne działania na planszy głównej. Piękne wykonanie i wariacja na temat „Ticket to Ride”. Relatywnie niewiele zawartości, powtarzalność rozgrywki i cena w okolicach 300 zł.

Chyba najlepszą ocenę wystawiła tej grze Kasia, która kocha pandy i gry euro:
Zagraliśmy w „Way of the Panda” kilka razy i kiedy zaproponowałem jej ten tytuł po paru dniach przerwy, stwierdziła „nieeeeee… zagrajmy w coś lepszego”.

Czy więc warto zainwestować w tę grę?
Musicie zdecydować sami – ja posiadając wcześniej tę wiedzę, co teraz, poczekałby i kupił dopiero jak stanieje 😉

Miejcie również na uwadze, iż na chwilę obecną gra jest dostępna jedynie w wersji angielskiej, ale nie jest to dużą przeszkodą, jeśli chociaż jedna osoba w Waszej grupie zna ten język. Poza instrukcją, w samej grze tekstu jest niewiele (jedynie na kartach celów i przy opisach punktacji za stawiane budynki), ale raz, że wszystko jest jawne, a dwa, że opisy mają również przedstawienie graficzne – na wypadek, jakby ktoś zapomniał:)

Grę możecie nabyć w tym miejscu.

 

*cytat pochodzi z gry „World of Warcraft: Mists of Pandaria” 🙂


1 komentarz

Przegląd Planszowy #1188 - Board Times - gry planszowe to nasza pasja · 11 sierpnia 2018 o 08:00

[…] Na Board Games Addiction waleczne i szlachetne pandy z gry Way of the Panda. […]

Nie bój się, komentuj! :)

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.