Są takie gry, przy których już podczas czytania instrukcji czujemy przyjemne mrowienie i gęsią skórkę na całym ciele. Poznając mechanikę i klimat danej gry wiemy, że obcowanie z nią będzie czymś niesamowicie przyjemnym i satysfakcjonującym.
Ja do tej pory miałem tak przy 4 tytułach: Panu Lodowego Ogrodu, Mage Knight, Monolith Arena i opisywanemu dzisiaj…
Brass: Lancashire. Jest to nowa odsłona klasycznej gry ekonomicznej, autorstwa Martina Wallace’a, z nieco zmienionymi zasadami oraz genialnie odświeżoną szatą graficzną.
I choć mamy tutaj do czynienia z eurosucharem, to właśnie dzięki tej oprawie graficznej oraz holistycznemu wykonaniu gry, czujemy w niej klimat epoki, w której toczy się „akcja” tej gry.
A jest co czuć!
Wcielamy się w jednego z historycznych przemysłowców (każdy z nich jest dokładnie opisany w instrukcji!) epoki dymiących kominów oraz silników parowych, i będziemy starali się zrobić wszystko, aby doprowadzić do jak największego rozwoju przemysłowego w Wielkiej Brytanii. Stworzymy sieć transportową, zbudujemy huty, kopalnie oraz fabryki, by
w efekcie zgarnąć fortunę, ale przede wszystkim zostać zapamiętanym przez historię jako najbardziej przedsiębiorczy umysł okresu Rewolucji Przemysłowej!
Gra składa się z dwóch er: Ery Kanałowej (1770 – 1830) i Ery Kolejowej (1830 – 1870), podczas których będziemy mieli określoną liczbę rund (zależną od liczby graczy) na to, aby jak najlepiej rozwinąć swoją sieć transportową, wybudować jak najwięcej hut, kopalni i faktorii oraz jak najoptymalniej wykorzystać posiadane (lub czasami zakupione z ogólnego rynku) surowce: węgiel i stal.
W każdej rundzie wykonujemy po 2 akcje, za które płacimy gotówką – poniesione przez nas koszta determinują kolejność w kolejnych rundach. Zaczyna zawsze gracz, który wydał najmniej – trzeba mieć to na uwadze;)
A czym się zajmujemy?
Przede wszystkim staramy się zbudować jak najszybciej i jak najwięcej przesiębiorstw połączonych siecią kanałów (później koleją), aby to z naszych zasobów musieli korzystać inni gracze. Ponieważ tylko w efekcie opróżnienia hut ze stali i kopalni z węgla możemy „odwrócić” kafle tych przedsiębiorstw, dzięki czemu podnosimy swój przychód i zapunktujemy na koniec każdej epoki. Jednakże mamy świadomość, że nasi rywale dążą do tego samego, dlatego w Brassie mamy do czynienia ze swoistym wyścigiem (co bardzo lubię w grach planszowych!).
Poza budową przedsiębiorstw i sieci kanałów/kolei w swojej turze możemy sprzedawać towary z naszych fabryk za pośrednictwem portów lub określonych miejsc na mapie. Tym sposobem „obracamy” kafle fabryk i portów, dlatego zawsze staramy się sprzedawać towary z naszych fabryk za pośrednictwem naszych portów (często nawet kosztem jednej rundy, tylko po to, żeby rywal nie zapunktował dzięki nam:D). Możemy również wysyłać towary „za granicę” z wykorzystaniem określonych miejsc na mapie i przy tej opcji mamy do czynienia z elementem push your luck, bo przed sprzedażą towarów dociągamy kafel mówiący o „zapełnieniu” rynku towarami i jeśli okaże się, że rynek jest już przesycony… No cóż – towarów nie wyślemy;)
Kolejną akcją, którą możemy wykonać jest „awans” naszych budynków na planszy gracza. Ponieważ zgodnie z zasadami budowę budynków rozpoczynamy od tych z najniższego poziomu, minie trochę czasu, zanim będziemy mogli skorzystać z tych wyższopoziomowych, dających lepszych przychód i więcej punktów po obróceniu. Abyśmy nie byli zmuszeni stawiać wszystkich przedsiębiorstw po kolei, mamy do dyspozycji akcję „develop” – po prostu usuwamy 1-2 żetony budynków z naszej planszy (i jest to jedyna opcja, aby odblokować najlepiej punktujące stocznie!).
Usunięte żetony już nigdy nie wracają do gry.
Jak wspomniałem wcześniej – za niemal każdą akcję w grze musimy płacić gotówką, a przychód zwiększamy dość mozolnie, stąd nasze środki szybko się kończą. Jednak nie dojdzie tutaj do sytuacji znanej chociażby z Terry Mystiki lub Projektu Gaia, gdzie przez rundę lub dwie nie robimy nic, tylko czekamy na przyrost naszych funduszy, ponieważ jedną z akcji w grze jest wzięcie kredytu! I dobrze Wam radzę – oswojcie się z myślą, że bedziecie z tej opcji korzystać dość często;)
I to wszystkie akcje, z których możemy korzystać w rundzie (mamy jeszcze opcje spasowania). Niby nie dużo, a jednak daje to szerokie pole do popisu i pozwala zaplanować odpowiednią strategię i kolejne kroki, które chcemy wykonać. Trzeba mieć jednak na uwadze to, że za KAŻDĄ akcję w grze (łącznie z pasowaniem!) musimy zapłacić KARTĄ z ręki.
I tutaj już pojawia się dylemat.
O ile na początku na planszy jest dość luźno i możemy zacząć naszą ekspansję w niemal dowolnym miejscu, tak później pewne obsotrzenia w grze zawężają nasze pole do popisu (zwłaszcza w pierwszej erze, gdzie możemy zbudować tylko jedno nasze przedsiębiorstwo w każdym mieście!), przez co stajemy przed dylematem: czy zagrać daną kartę teraz, czy może przyda mi się później? A jeśli ktoś będzie szybszy i zbuduje hutę w miejscu upatrzonym przez nas? Ta ostatnia kwestia wiąże się również ze spodobem ustalania kolejności graczy na następną rundę i czasami zdarza się, że musimy sporo poczekać na swoją kolej, jeśli sporo wydaliśmy w tej rundzie i będziemy ostatni w kolejnej…
Okej, ale dość już o mechanice, skupmy się na mięsku! Brass to jedna z najlepszych gier w jakie mialem do tej pory okazję zagrać! Pierwszy raz wylądował u nas na stole jesienią ubiegłego roku, pożyczony od Piotrka, w wersji retail (tekturowe monety zamiast pokerowych sztonów) i już wtedy podbił nasze serducha. Co prawda zagraliśmy raptem 3-4 partie, ale już po pierwszej wpisaliśmy go na naszą listę zakupów w tym roku – kilka dni wcześniej Phalanx potwierdził, że wyda obie części (Lancashire i Birmigham) po polsku.
Uwielbiam klimat deszczowej, przemysłowej Anglii. Brudne zaułki, strzeliste fabryki, zadymione miasta… To wszystko dostałem w serialuTaboo, w grze komputerowej Assassins Creed: Syndicate, i to samo czuję grając w Brass: Lancashire. Kopię kanały rozwijając swoją sieć wpływów, stawiam fabryki, z których wysyłam towary w świat, moje stocznie budują okręty, a stal z hut i węgiel z kopalń są podwalinami pod nową, lepszą, rozwiniętą Anglię!
I choć cały czas czuję na plecach oddech konkurencji, która nie śpi i tylko czeka na moje potknięcie, to tym bardziej motywuje mnie do sprawnego działa i uważnego planowania kolejnych kroków.
Brass: Lancashire jest ciężkim tytułem (i nie mam tutaj na myśli samego pudła, które w wersji ze sztonami swoje waży;), ale również pod względem mechaniki i progu wejścia w samą grę. Bo o ile głównych zasad jest niewiele, tak już niuansów i wzajemnych zależności pomiędzy różnymi (pozornie niezwiązanymi z sobą) rzeczami jest na tyle dużo, że mogą przyprawić o ból głowy. Zwłaszcza, że samo wejście w rozgrywkę jest dość trudne, ponieważ dostajemy na rękę 8 kart, pewien zasób gotówki, pustą mapę, czekającą na nasze działa i…
No właśnie – co robić? od czego zacząć? gdzie ręce włożyć?
Niby mamy tylko pięć akcji do wyboru, ale cały czas musimy pamiętać o zasadach budowania kolejnych budynków (a te różnią się w zależności od tego, w której erze budujemy i z jakiej karty korzystamy podczas budowy), wciąż musimy kontrolować rynek surowców i budynki z surowcami na planszy, pamiętać o sposobach korzystania z nich (inaczej korzystamy ze stali, inaczej z węgla – często się o tym zapomina na początku), a nie można też zapomnieć o tym, w jaki sposób „obracamy” kafle poszczególnych przedsiębiorstw na mapie – jedne obracamy natychmiast po wybudowaniu, inne dopiero jak wyczerpiemy surowce z danej fabryki… Do tego dochodzi punktowanie na koniec pierwszej i drugiej epoki, które nieznacznie się różnią!
Jest tego sporo, a przy całym tym natłoku microzasad wciąż mamy handmanagement i kurczące się fundusze…
I za to właśnie kocham tę grę. Jest to trudna gra ekonomiczna, z wieloma małymi zasadami, o których musimy pamiętać, ale jednocześnie szalenie klimatyczna i satysfakcjonująca! A do tego przepięknie wykonana! Jakościowo otrzymujemy produkt z najwyższej półki, nawet jeśli posiadamy wersję bez pokerowych sztonów.
Jedyne do czego bym się przyczepił przy okazji wykonania, to plansze gracza, wykonane z materiału, który bardzo szybko się rysuje – trzeba uważać, bo chociaż tak naprawdę układamy na nich tylko kafelki budynków, to po kilku partiach pojawiły się już drobne rysy i przetarcia… Podobnie jest z planszą główną.
Niektórzy zwracają również uwagę, że kolorystyka mapy (oraz kart) sprawia, że bywa nieczytelna.. Początkowo faktycznie można się pogubić, gdzie są dane miejscowości, ale już po 2-3 partiach znamy ich położenie niemal na pamięć;)
Przy okazji mapy wspomnę tylko, że jest ona dwustronna – jest to ukłon od autora w stronę fanów oryginalnego Brassa – stworzyli oni własny wariant dla rozgrywki 2-osobowej i w nowym wydaniu Brass:Lancashire posiada dwa warianty rozgrywki dla dwóch graczy – autorski od Martina Wallace’a, wykorzystujący niemal całą oryginalną mapę, oraz fanowski, z mniejszą mapą i nieco zmienionymi zasadami. Oba sprawdzają się bardzo dobrze i tak naprawdę trudno wybrać, który jest lepszy!:)
Myślę, że podsumowanie jest zbędne – od początku recenzji znaliście moją opinię na temat tej gry i nie zaskocznę Was żadnym plot twistem na koniec. Brass: Lancashire to genialna gra, która oferuje niesamowitą głębię rozgrywki przy niemal zerowej losowości (jeśli nie podejdą nam karty na ręku zawsze mamy w zanadrzu „akcję desperacji” – jak ja to nazywam;D – odrzucamy 2 karty z ręki i budujemy co chcemy i gdzie chcemy. Rzadko wykorzystywane, ale przydatne w niektórych sytuacjach), a do tego przepięknie wykonana!
Dodatkowo już w tym roku ukaże się w polskiej wersji językowej nakładem wydawnictwa Phalanx (które podzieliło się z nami polską instrukcją, za co bardzo dziękuję;).
Polecam Brassa każdemu fanowi euro, móżdżenia i ekomonicznych wyścigów – i to nieprawda, że strategia „na stocznie” jest najlepsza!;) Nie miałem jeszcze okazji zagrać w wersję Birmingham – stąd nie robiłem porównań obu wersji – ale planuję to szybko nadrobić!;)
Grę do recenzji otrzymaliśmy od oryginalnego wydawcy, Roxley Game Loboratory – za co bardzo serdecznie dziękujemy!
Cenę sprawdzisz TUTAJ.
0 komentarzy