Bardzo lubię gry o podbojach, walkę z innymi graczami o tytuł najlepszego. Rywalizacja, adrenalina, wojna nerwów, pojedynki strategów – kto wygra? Kto przechytrzy resztę? Na czyich mogiłach przyjdzie mi zatańczyć tym razem?
A może to ja będę tym, który został pokonany, zmieszany z błotem, a ciała moich poddanych stanął się podnóżkiem innego watażki?
Kości zostały rzucone…

„Zima roku 453: Hunowie władają połową ówcześnie znanego świata. Wielki Chan, władca Hunów, mając swoje najlepsze lata za sobą, musi wyznaczyć swojego następcę. Wielu marzy o tym, aby zająć jego miejsce. Wybór padnie na najodważniejszego i najchwalebniejszego z generałów. Czy zrobisz wszystko, aby zostać nowym władcą Hunów? Pamiętaj, że nie tylko ty walczysz o tytuł Wielkiego Khana, będziesz musiał udowodnić swoją wartość! „

Sami powiedzcie – po takim wstępie każdy chciałby stanąć w szranki z innymi, najlepiej na polu bitwy, na czele zbrojnych oddziałów i z potężnymi porucznikami przy bokach.

Jednakże rzeczywistość jest zgoła inna..

Hunowie to familijna gra o podbojach, dla 2-4 graczy, w Polsce wydana przez wydawnictwo Funiverse.

Tak – nie przewidzieliście się – gra, która wydaje się być (z opisu również) soczystym area control/grą strategiczną, w rzeczywistości jest bardzo prostą grą w zbieranie setów kolorowych kosteczek oraz dobieranie i zagrywanie odpowiednich kart (najlepiej takich, które nam zapunktują na koniec gry lub ułatwią rozgrywkę).

Na początku rundy pierwszy gracz rzuca kostkami w pięciu kolorach (odpowiadających 5 stosom kart oraz pulom zasobów), po czym po kolei gracze wybierając jedną z kości i albo „rabują dobra” (zbierają odpowiednią liczbę kostek tego koloru, co wybrana kość), albo dobierają karty z talii w tym kolorze, a z dobranych kart zagrywają jedną.

„Zrabowane” dobra umieszczamy na jednym z naszych wozów, a kiedy ten jest uzupełniony kostkami w odpowiednich kolorach, „wysyłamy” go z tymi dobrami (w praktyce – kosteczki odrzucamy, a wozy zbieramy – przydadzą się do punktacji końcowej).
Kluczem do zwycięstwa jest umiejętne wybieranie i zagrywanie kart. Jest ich pięć rodzajów: najazdów, ekwipunku, liderów, artefaktów oraz klątw. Najazdy i klątwy to główne źródło negatywnej interakcji w tej grze – za ich pomocą szkodzimy konkretnemu graczowi (najazdami jednorazowo, klątwami do czasu, aż dana klątwa nie zostanie złamana). Karty ekwipunku ułatwiają nam grę, podobnie jak liderzy posiadający ciekawe umiejętności, natomiast artefakty punktują nam na koniec gry, jeśli spełniamy wymagania (np.posiadaj najwięcej/najmniej wysłanych wozów, najwięcej artefaktów itp).

Gra toczy się w ten sposób do momentu, aż nie wyczerpie się jeden stos dóbr lub nie skończy się któraś talia kart. Wtedy podliczamy wysłane wozy, rodzaje wozów, sprawdzamy punktowanie z kart artefaktów i wygrywa osoba, posiadająca ich najwięcej.

Proste? Banalnie proste, ale przy tym szalenie wciągające.
Przez to, że Hunowie to gra kolorowa, szybka i o prostych zasadach, sprawdza się niemal w każdych warunkach. Zarówno wśród początkujących (i młodszych) graczy, jak i wśród geeków. Najbardziej podoba mi się w niej to, że łatwo dopasować ją do swojego stylu gry.
Przykładowo – ja bardzo lubię złośliwość w grach, dlatego często korzystam z klątw i najazdów, ale kiedy graliśmy z moją siostrą i jej synkiem, to gra była bardzo pacyfistyczna, bez złośliwości – skupiliśmy się jedynie na wysyłaniu dóbr, zbieraniu kart artefaktów i liderów, zupełnie olewając klątwy i najazdy.
I też grało się przyjemnie!

O jakości wykonania powiem krótko – jest bajeczne. Kolorowe kości, drewniane kosteczki, klimatyczne grafiki na poszczególnych kartach (jeśli gracie z młodszymi to raczej nie pokazujcie im kart klątw, bo niektóre mogą być dla nich nieco zbyt mocne – ale jest ich naprawdę niewiele), świetnie zaprojektowana wypraska – wszystko ma swoje miejsce.

Owszem – jestem nieco zawiedziony, że zamiast soczystej strategii otrzymałem szybką grę familijną, ale nie sposób odmówić Hunom uroku. To wyścig o to, kto z nas najszybciej zadowoli tłum i stanie się nowym Khanem. I tak, jak w życiu – metod mamy kilka, od pokojowej, przez militarną po rzucanie klątw. Każdy wybiera własną ścieżkę i każdy każdy się przy tym świetnie bawi! Mało tego – jeśli zrezygnujemy z (nieco zbędnych, ale równie ładnie wykonanych) planszetek graczy, to Hunów możemy spokojnie spakować na wyjazd np. w góry – mamy tutaj raptem 5 kości, 120 kolorowych drewnianych kosteczek i trochę kart.

Grę do recenzji podesłało nam wydawnictwo Funiverse, za co bardzo serdecznie dziękujemy!


0 komentarzy

Nie bój się, komentuj! :)

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.