Modularna plansza, żetony, masa drewnianych elementów i bajerancki kręciek. Z połączenia tychże elementów powstała Montana! Gra, która z założenia ma być lekkim euro, a do tego przyciąga wzrok ładną oprawą graficzną. Jak się to wszystko sprawdziło w praktyce? Zapraszam na recenzję!
Kręcę kręćkiem, i co dalej?
Wykorzystanie wspomnianego elementu to tylko jedna z możliwości w trakcie gry, aczkolwiek bez niego nie uda nam się wykonać pozostałych akcji i wyprzedzić innych w drodze do zwycięstwa. Na czym zatem polega rozgrywka? Ścigamy się z innymi w wykładaniu swoich żetonów osad na planszy – kto zrobi to pierwszy, wygrywa. Aby to się wydarzyło, musimy zapłacić koszt nadrukowany na danym polu na planszy. Żeby z kolei pozyskać wymagane surowce musimy wysłać swoich robotników do pracy. A żeby mieć robotników musimy zakręcić kołem szczęścia, które nam ich dostarczy. Ot, cała filozofia, wykonujemy jedną z powyższych czynności w swojej turze. 😉 Opanowanie zasad jest bardzo proste, jednak za każdym razem, kiedy je tłumaczyłem miałem poczucie, że są strasznie zawiłe (albo nie umiem tłumaczyć zasad 😉 ). Jednak już rozegranie dwóch, trzech rund bardzo płynnie wprowadzało graczy w mechanikę. Niewiele później… gra się już kończyła. No właśnie – pierwszy minus (choć dla niektórych może to plus) dostrzegamy w szybkości zakończenia partii, które następuje szybciej, niż byśmy się spodziewali. Nie zdążymy się jeszcze dobrze rozkręcić, a ktoś już wykłada swoją ostatnią osadę na planszy i dogrywamy daną turę do końca. Ze względu na tak szybką rozgrywkę nie ma tutaj miejsca na nietrafione ruchy. A biorąc pod uwagę, że nasz dostęp do pracowników, którzy przyniosą w dalszej kolejności surowce, zależy od kręciołka… No właśnie. Z drugiej strony, pola na planszach mają zazwyczaj taki układ, że kiedy ktoś nas wyprzedzi z położeniem osady (możemy układać je jedynie na polach sąsiadujących z już leżącymi), zazwyczaj znajdziemy jakieś inne dogodne miejsce, jednak na 'dorobienie’ sobie odpowiednich surowców stracimy kolejne tury. Jeśli komuś wcześniej dopisało szczęście i miał odpowiednich robotników, którzy pozyskali już surowce na kolejne pola – szybko zaczyna tworzyć się przewaga tego gracza. I… zaraz gra się kończy. Aczkolwiek, mieliśmy też mocno wyrównane partie, w związku z czym (na chwilę, bo zaraz gra się kończyła) pojawiały się namiastki emocji, jak w prawdziwym wyścigu. Dlaczego namiastki? Ano dlatego, że rozgrywka sama w sobie tych emocji nie budzi. Ze względu na jej szybkość i losowość miałem poczucie, że gra się toczy z moim minimalnym udziałem i mam w sumie niewielki wpływ na to, co się dzieje.
Wspomniałem już (kilka razy), że gra kończy się szybko. A mówiłem już, jak szybko się ją rozkłada? Prawie tak samo szybko, jak trwa rozgrywka. Może trochę przekoloryzowuję w tym momencie, jednak takie faktycznie mam odczucia. W tej korelacji, stosunek czasu poświęconego na setup jest zdecydowanie za długi. Żeby dostosować grę do odpowiedniej liczby osób musimy przygotować wskazaną w instrukcji liczbę zasobów spośród ich 6 rodzajów oraz osad. Później ułożyć planszę główną i rozdać graczom ich elementy startowe. Jak już przez to przebrniemy, zaczynamy i… zaraz kończymy (mówiłem już, że gra się szybko kończy?).
Żeby nie było, że jest tak źle, jak by się mogło wydawać po przeczytaniu powyższego tekstu… myślę, że Montana może się sprawdzić wśród osób, które grały do tej pory w niewiele tytułów. Wykorzystanie kręćka, wysyłanie robotników… to wszystko jest bardzo proste i nie znając bardziej skomplikowanych gier, może się podobać. Z drugiej strony, jeśli bardziej zaawansowani gracze podeszliby do tego tytułu, jak do fillera to będą narzekać na czas setupu. I znowu wracam do narzekania. 😛 Jestem wzrokowcem, lubię ładnie wydane gry i do Montany siadałem z wypiekami na twarzy. Niestety, odbiłem się od niej ze względu na brak emocji, za krótki czas partii względem długiego czasu setupu i braku poczucia jakiejkolwiek głębi w rozgrywce. Podsumowując, za mało na danie główne, za dużo przygotowania, jak na przystawkę. ;). Jednym słowem – nie porwała mnie. A szkoda, bo po zdjęciach i opisie rozgrywki wydawało mi się, że będzie to coś fajnego. Dodatkowo, mimo iż nie lubię komentować cen planszówek, to w tym przypadku cena nie odzwierciedla niestety feelingu z rozgrywki. Rozumiem, że wykonanie kosztuje (i jest na naprawdę wysokim poziomie, o czym już wspominałem), jednak gdybym miał kupić Montanę, wiedząc jak wygląda rozgrywka – zastanowiłbym się dwa razy.
Plusy:
- ładne wykonanie
- sporo drewnianych elementów
- prosta do zrozumienia mechanika
- niski próg wejścia
- ciekawe zastosowanie kręciołka
Minusy:
- zbyt długi setup, jak na tak krótką rozgrywkę
- niby wyścig, a emocji niewiele
- mamy możliwość wyboru akcji do wykonania, jednak gra niejako wymusza wykonywanie wciąż tych samych czynności w kółko, bez obierania jakiejś głębszej strategii
Wydawca: Lacerta
Liczba graczy: 2-4
Wiek: 10+
Czas gry: ok. 45 minut wg pudełka, w praktyce zdecydowanie krócej. Nasze partie nie przekraczały zazwyczaj 30 minut
0 komentarzy