Chcę Wam dzisiaj przybliżyć tytuł, który odkryłem już jakiś czas po wejściu w świat planszówkowy, a który często jest sugerowany, jako pozycja 'na start’ dla początkujących. Szukając opinii przed kupnem, a także mając do czynienia już z samą grą i różnymi osobami do grania przekonałem się, że opinie są albo bardzo dobre, albo bardzo złe. Wynika z tego, że nie można koło niej przejść obojętnie i albo zostanie w kolekcji na dłużej, albo szybko trafi do odsprzedaży. Postaram się zatem odpowiedzieć na jedno ważne pytanie – czy Splendor zasługuje na splendor?

Co w pudle?

Podnosząc wieko trafiamy oczywiście na instrukcję, a następnie część właściwą, czyli karty rozwoju (40 sztuk poziomu 1, 30 sztuk poziomu 2, 20 sztuk poziomu 3), 10 płytek arystokratów i 40 żetonów. To, co od razu przykuwa uwagę i stanowi graficzną podwalinę sukcesu to właśnie żetony. Grube, solidnie wykonane, dobrze leżą w dłoni i od razu przywodzą na myśl te z kasyn. Mimo, że po pierwszej partii u znajomych nie byłem przekonany do samej gry, to pochłonęła mnie chęć posiadania właśnie tych żetonów… A z kolejnymi partiami polubiłem całą resztę gry, o czym za chwilę.

e660115b-1f52-4299-a53e-cbd49831ef6a32f41089-6b18-4df5-8ec0-ebf3985a3c578d246b14-655a-4529-8281-c73f5b110e9c

Mechanika

Dlaczego nie byłem na początku przekonany do Splendoru? Po wysłuchaniu zasad pomyślałem sobie, że jedyne co mam robić, to brać żetony, brać żetony, brać żetony, wydawać żetony, o! karta!, brać żetony, brać żetony, wydawać żetony, o! druga karta!…

3b78689c-94cf-41c8-aaf0-7b010866f299
Zaczynamy grę. W swoim ruchu masz do wyboru kilka akcji:
– brać żetony 😉 (2 takiego samego koloru lub 3 różne), możesz mieć maksymalnie 10 na ręce,
– rezerwować kartę ze stołu, biorąc przy tym jeden złoty żeton (joker),
– wydawać żetony 😉 do zakupu kart. Zakupione karty kładziesz przed sobą tworząc swoje stosy w odpowiednich kolorach, które później możesz wykorzystywać przy kupnie kolejnych kart (coś w rodzaju zasobów, które nie znikają po wykorzystaniu przy kupnie). Każda karta ma przypisaną wartość punktową, jest na niej także informacja ile i jakich żetonów kosztuje.
Ponadto po spełnieniu odpowiednich warunków, czyli zakupie określonej ilości kart we wskazanych kolorach możesz zdobyć także płytki arystokratów, które przekładają się na dodatkowe punkty.

6e6935df-4706-43bc-a8e2-7f3cca73c633.jpg

2ddd7299-f9a2-4fd8-99cb-b40affd6e91c.jpg

I już? Taka była moja reakcja po suchym przedstawieniu zasad. I faktycznie, kiedy tylko się o Splendorze mówi, to nie brzmi zbyt fascynująco. Podejście się zmienia, kiedy już żetony i karty pójdą w obieg. Zdajesz sobie wtedy sprawę, że każda partia jest inna, ponieważ rozłożenie kart na stole zawsze jest losowe. Uświadamiasz sobie, że zbieranie i wydawanie krążków na oślep nie ma sensu i trzeba przyjąć jakąś strategię, a więc i planować swoje ruchy. Po kilku rundach przypominasz sobie, że stosy żetonów się kończą i jednak nagle nie dasz rady kupić karty, którą planowałeś, więc zmieniasz strategię. „To była moja karta!” pojawia się coraz częściej. Po ok. 30 minutach pada: „Masz już 15 punktów i wygrałeś?! No to gramy jeszcze raz…”.

Co z tym splendorem? Jest czy nie ma?

Nie ma… jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie i nie będzie. Splendor jest jak chipsy na imprezie – niby jadłeś coś przed przyjściem, niby jesteś na diecie, ale siedzisz i co chwilę sięgasz po kolejnego. Paczka się skończyła? Pójdę po następną… Wiesz, że nie ma w nich nic górnolotnego, ale wciągają jak diabli. Zbierasz żetony, wydajesz, ktoś nagle wygrał? Zagrajmy jeszcze raz! Zastanawiasz się, jak to możliwe, że ktoś NAGLE wygrał? Taka sytuacja faktycznie się zdarza. Kiedy już wszyscy znają zasady, nie trzeba nic tłumaczyć – poziom interakcji mocno się zmniejsza, każdy zbiera i analizuje swoje karty i krążki i dopiero w momencie, kiedy inna osoba kupi upatrzoną przez nas kartę to przypominamy sobie, że nie gramy sami. Ewentualnie, jak ktoś inny uzbiera 15 punktów i wygra.

e231d742-706e-4a97-a4ca-30dc1b6ee917.jpg

Czy warto?

Splendor pozostaje grą bardzo popularną. W naszym gronie też czasami do niego siadamy (przy dużym zbiorze gier niektóre tytuły czekają po kilka tygodni/miesięcy, żeby w nie zagrać – z fizycznego braku czasu ;)) i mimo niuansów ze zmniejszoną interakcją tak samo chętnie gramy. Mam poczucie, że z biegiem czasu i doświadczenia ta gra ewoluuje w podejściu do niej i daje radość w różnych, innych niż wcześniej aspektach.

Podsumowując, wg mnie WARTO. Szczególnie w początkowych fazach planszówkowego uzależnienia, kiedy ilość posiadanych gier (szczególnie tych bardziej skomplikowanych) jest niewielka, a tym co przykuwa jest piękna grafika, prosta mechanika i szybka rozgrywka.

eb980f86-46f3-464b-b4c8-18b580a75ba5.jpg

Według Ciebie Splendor zasługuje na splendor? Podziel się w komentarzu!

 


1 komentarz

Czy Majestat jest majestatyczny? – Board Games Addiction · 5 lutego 2018 o 23:55

[…] lata temu, pisząc recenzję Splendoru zastanawiałem się, czy zasługuje na splendor (recenzja TUTAJ). Teraz, nie przypadkowo zastanawiam się, jak jest w przypadku Majestatu. I dlaczego porównuję […]

Nie bój się, komentuj! :)

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.