Gdyby w ubiegłym roku ktoś zapytał mnie, kto jest moim ulubionym polskim autorem gier planszowych, bez wahania odparłbym, że Krzysztof Wolicki.
Gdyby dzisiaj ktoś zadał mi to samo pytanie… To już musiałbym się zastanowić.
A wszystko za sprawą tytułu, który trafił na nasz stół nieco niespodziewanie i mocno namieszał w ostatnim miesiącu. Na tyle mocno, że przez chwilę zawahałem się, czy naprawdę Pan Lodowego Ogrodu jest obecnie moją ulubioną grą?
Witajcie w świecie greckiej mitologii, gdzie piękna Helena swoim spojrzeniem wysyła statki w morze, Herkules ma w rękach kupę roboty, a Achilles ostrożnie drapie się w swoją piętę. W czasach pełnych heroicznych walk, igrzysk olimpijskich i bogów, których można spotkać niemal na każdym kroku, jak próbują ingerować w życie śmiertelników.
Tylko, że coś się nie zgadza.
Są bogowie, owszem, ale ich pomniki nie przypominają tego, co znamy z podręczników do historii – wciąż są potężni, przerażający i wzbudzający respekt, ale jednocześnie obcy.
A nasi herosi – zarówno półbóg Herkules, jak i Achilles, Perseusz, a nawet piękna Helena – wdziewają kombinezony bojowe (przypominające stroje Space Marines i Sióstr Bitwy z Warhammera 40k) i ruszają do walki z mitycznymi monstrami, które również wyglądają inaczej, niż te, które znaliśmy do tej pory.
Witajcie w świecie Lords of Hellas.
Lords of Hellas to gra planszowa, autorstwa Adama Kwapińskiego, która w udany sposób łączy elementy gry strategicznej/area control z grą przygodową. Kontrolujemy w niej armię dowodzoną przez jednego z wybranych przez nas herosów (lub heroinę) i staramy się zwyciężyć. Dróg do zwycięstwa jest wiele i samych warunków wygranej jest aż cztery.
Trzy z nich związane są z kontrolą terenu:
– wygrywamy kontrolując 2 (lub 3, w grze 2-osobowej) pełne regiony;
– wygrywamy, jeśli w którymkolwiek momencie gry kontrolujemy obszary z pięcioma świątyniami;
– wygrywamy, jeśli zbudujemy do końca jeden monument boga i przez trzy tury uda nam się utrzymać region z tym monumentem (a jeśli się nie uda, to wygrywa ten, kto kontroluje dany regiony po trzeciej turze).
Ostatnim sposobem na wygraną jest upolowanie trzech mitycznych bestii, które grasują po Helladzie i sieją spustoszenie.
Gra toczy się w turach, a w każdej turze gracz ma do dyspozycji 4 akcje podstawowe: poruszenie hoplitami, ruch herosem, wysłanie kapłana z modlitwą do posągu wybranego boga oraz zagranie artefaktu. Ważne jest, że nie z każdej musimy korzystać (z niektórych często nie możemy), a jeśli się już na coś zdecydujemy, możemy daną akcję wykonać tylko raz na turę.
Każda tura gracza kończy się użyciem jednej z akcji specjalnych. Po wykonaniu wybranej akcji, zasłaniamy ją i staje się dla nas niedostępna do momentu, aż ktoś zainicjuje akcję budowy monumentu. Dlatego warto rozważnie wybierać zagrania specjalne, które chcemy wykonać, ponieważ może się okazać, że w momencie, kiedy jest nam najbardziej potrzebna, konkretna akcja będzie niedostępna.
A jakie mamy akcje specjalne?
Przygotowanie, w którym możemy wyleczyć ranę, dobrać kartę walki lub z rekrutować jednego hoplitę na polu, na którym aktualnie znajduje się nasz bohater. Wybieramy dwie opcje lub jedną wykonujemy dwukrotnie.
Rekrutujemy hoplitów we wszystkich prowincjach z miastami, które kontrolujemy.
Budujemy kapliczki w wyznaczonych miejscach, a dzięki temu rekrutujemy kapłanów, których później możemy wysłać pod posąg z prośbą o zapomogę.
Rozkazujemy przemarsz naszych wojsk z jednej prowincji do innej, przyległej.
Możemy uzurpować sobie prawa do konkretnego regionu (jeśli posiadamy odpowiedni żeton), dzięki czemu powiększamy naszą kontrolę nad prowincjami, co przybliża nas do zwycięstwa.
Rozpoczynamy polowanie! Jeśli jesteśmy na obszarze, z przynajmniej jedną mityczną bestią, możemy spróbować zapolować na nią, dzięki czemu (poza przybliżeniem się do zwycięstwa) otrzymamy dość wymierne profity – potężne artefakty, kapłanów czy artefakty związane z pokonanym właśnie potworem.
Ostatnią „akcją” jest właśnie budowa monumentu, która aktywuje kilka rzeczy:
– WSZYSCY gracze zbierają żetony z wykorzystanych akcji specjalnych, dzięki czemu znów wszyscy mają do nich dostęp;
– zbieramy kapłanów z wszystkich posągów i odrzucamy poza nasze zasoby, a tylko gracz inicjujący tę akcję rekrutuje tylu kapłanów, ile aktualnie kontroluje świątyń;
– wybrany monument rozrasta się o kolejny poziom (dzięki czemu dary zsyłane od bogów za pośrednictwem kapłanów również są mocniejsze);
– inicjujemy fazę potworów, w której wszystkie obecne na planszy potwory wykonują jakąś czynność (wg rzutu kostką): może to być ruch, atak obszarowy w regionie, w którym się aktualnie znajdują lub… bezczynność, co się rzadko zdarza;)
– po fazie potworów dociągamy 1 kartę wydarzenia, wśród których mogą być questy do wykonania lub potwory do ubicia.
Gra nie ma określonej liczby tur, kończy się w momencie aż zostanie spełniony któryś z warunków wygranej.
Tyle jeśli chodzi o kwestie mechaniczne, pora przejść do wykonania i klimatu.
Nie da się nie zauważyć, że Lords of Hellas to kolejna produkcja kickstarterowa – ogromne pudło (chociaż w przypadku LoH i tak nieco za małe, bo nie da się go domknąć, kiedy spakujemy wszystkie komponenty podstawowej zawartości) z masą wielkich figurek, które mają przykuwać wzrok i budzić zainteresowanie.
Takie można odnieść pierwsze wrażenie, jednak kiedy spojrzy się po raz drugi, dostrzeże się o wiele więcej.
Figurki, owszem są ogromne i bogate w detale, ale jedynie te przedstawiające greckich bogów – Zeusa, Atenę oraz Hermesa, a do tego nigdy nie zobaczymy ich wszystkich w całości na stole (przynajmniej nie w grze wieloosobowej) – więc to nie one są tutaj najważniejsze. Figurki potworów są mniejsze (lecz równie szczegółowo wykonane), zaś figurki bohaterów oraz armii są jeszcze mniejsze od potworów – skala została bardzo dobrze zachowana i nie ma tutaj sytuacji, jak np. w grach CMON, gdzie zwykli szeregowi „żołnierze” są wielkości potworów i bóstw.
Mają one jednak niebagatelny wpływ na klimat, który jest odczuwany w tej grze. Z przyjemnością patrzy się na opancerzonego od stóp do głów Perseusza, który z tarczą szarżuje na biomechanicznego Minotaura zabijającego hoplitów na Krecie.
W kwestii wykonania wszystko zastało starannie przemyślane – od skali i wykonania figurek, po bogatą w detale mapę z wyraźnie zaznaczonymi regionami, prowincjami, itd.
Czy w takim razie wykonanie współgra z mechaniką?
Tak! Widać, że autor gry – Adam Kwapiński – włożył ogromną pracę, aby wszystkie mechaniki występujące w tej grze (a jest ich naprawdę sporo, tłumaczenie zasad zajmuje chwilę, ale nie jest tak karkołomne, jak np. w recenzowanym ostatnio Rising Sun, czy Pulsarze) dobrze się zazębiały i wzajemnie współgrały. Wszystko ma tutaj sens i logiczne uzasadnienie, a mnogość opcji i zasad wcale nie odstrasza – wręcz przeciwnie. Dzięki tak wielu możliwościom mamy wiele dróg do zwycięstwa, a dzięki czterem możliwym sposobom na wygraną, każdy znajdzie swój styl gry w Lords of Hellas.
Jedni zdecydują się na powiększenie swojej armii i sukcesywne podbijanie kolejnych obszarów, inni spróbują zbudować 5 kapliczek, kolejni zaś postawią na przygodę i polowanie na potężne bestie, a w międzyczasie ktoś zbuduje pomnik Ateny i będzie próbował się tam utrzymać.
Opcji jest mnóstwo, ale co najważniejsze – nie przytłaczają, tylko dają pewne wrażenie grania w grę „sandboxową” – grasz tak, jak lubisz, bo nie ma jednej słusznej drogi do wygranej.
Bardzo miłym dodatkiem jest wprowadzenie asymetryczności i różnorodności bohaterów. Każdy z nich opisany jest przez 3 statystyki (przywództwo, mówiące iloma hoplitami możemy poruszyć podczas podstawowej akcji ruchu; siła, określająca ile kart walki dobieramy na początku polowania na bestie oraz szybkość, która mówi nam po prostu, o ile regionów na mapie może poruszyć się nasz bohater), każdą z nich możemy rozwijać, wysyłając kapłanów do konkretnych bogów, a ulepszone umiejętności często pomagają nam spełnić różne zadania rozsiane po mapie. Zazwyczaj postaci zaczynają z każdą ze statystyk na poziomie 1, ale już np Herkules jest mocarzem z bazową siłą 2.
Dodatkowo każdy z herosów posiada własną unikatową umiejętność, z której korzysta podczas całej gry oraz pewien bonus startowy, otrzymywany na początku rozgrywki. W trakcie gry rozwijamy bohaterów nie tylko poprzez wysyłanie kapłanów do posągów, ale również dzięki zdobywanym artefaktom oraz „błogosławieństwom” bogów, otrzymywanym podczas budowy niektórych świątyń.
W grze występuje także wyjątkowa i niepowtarzalna świątynia Wyroczni Delfickiej, a gracz, który ją zbuduje otrzymuje na stałe bonus, przypisany właśnie do niej.
Rozgrywka w Lords of Hellas jest bardzo dynamiczna, sytuacja na mapie często ulega zmianie. Co chwilę dochodzi do mniejszych lub większych starć pomiędzy hoplitami różnych graczy, tereny są zdobywane, tracone i znów podbijane przez kogoś innego, bohaterowie poruszają się po mapie wykonując zadania, rozwijając swoje umiejętności i polując na bestię. Zazwyczaj herosi nie mają wpływu na walki pomiędzy żołnierzami, jednakże niektóre specjalne zdolności pozwalają im ingerować w starcia na mapie.
Chociaż początki partii zazwyczaj wyglądają podobnie (szybkie budowanie świątyń, w celu pozyskania kapłanów i wysyłania ich na modlitwy) to jeszcze nie zdarzyło się nam, aby dwie rozgrywki wyglądały identycznie.
Trzeba jeszcze wspomnieć o tym, że LoH bardzo dobrze się skaluje! Grając w komplecie graczy mamy wszystkie opcje zwycięstwa dostępne, ale już grając we trójkę nie bierzemy jednego regionu pod uwagę, przy kontroli terenu (bo bardzo łatwo go podbić i kontrolować), a grając tylko we dwoje musi kontrolować aż trzy pełne regiony i wyłączone zostaje zwycięstwo dzięki ukończeniu monumentu. Lubię to!
Ale jeszcze bardziej lubię mocno dopracowany tryb solo!
Nie jest to zwykła reimplementacja (pozdrawiam Planszówki we dwoje😉 trybu wieloosobowego na potrzeby 1 gracza, ale cała oddzielna księga kampanii, ze zmienionymi mechanikami, dodanymi smaczkami (jak ukończone pomniki, które należy chronić przed zniszczeniem z rąk, paszcz i macek potworów) oraz księgą skryptów, która ma niebagatelny wpływ na naszą rozgrywkę.
Część zasad została usunięta w trybie solo, inne zostały zmienione, kolejne dodane – a cała, dwuaktowa kampania, jest cholernie trudna do przejścia. Mnie się jeszcze nie udało zaliczyć jej w całości i stawić czoła armii Kserksesa, ale się nie poddaję! Doceniam takie wyzwania!
Czujecie ten klimat? I te przemyślane mechanizmy, sprawiające, że Lords of Hellas to kawał porządnej gry?
No to teraz kubeł zimnej wody, żeby nie było, iż mamy do czynienia z grą idealną.
Wiele osób na pewno będzie narzekało na losowość w tej grze.
Objawia się ona głównie w kwestii kart walki, potrzebnych do polowań na potwory oraz przy starciach hoplitów. Podczas gry możemy mieć na ręku maksymalnie 4 karty walki, ale przed rozpoczęciem polowania dociągamy ich tyle, ile aktualnie wynosi nasza statystyka odpowiadająca za siłę, więc jesteśmy w stanie się odpowiednio przygotować do walki i zniwelować niefartowny dociąg. Pomagają w tym również odpowiednie karty „blessingu” oraz artefakty i w naszych rozgrywkach jeszcze nie zdarzyło się, aby podczas polowania ktoś miał wielki niefart i przegrał już na starcie. Niemniej – trzeba mieć to na uwadze.
Kolejną losową rzeczą w grze jest zachowanie potworów oraz pojawianie się nowych kart wydarzeń. Na to nie mamy już żadnego wypływu, ale nie są to rzeczy, które mogłoby doprowadzić do „zepsucia” gry.
Większą losowość mamy w trybie solo, w którym pojawiają się skrypty, ale taki już urok tego trybu, z tym trzeba się pogodzić.
Kolejną rzeczą, która może być potencjalną wadą są questy oraz polowania na potwory.
Aby rozpocząć quest musimy spełniać warunki wejścia na 1.,2.lub 3.poziom danego zadania. Może się tak zdarzyć, iż rozpoczniemy wykonywanie jakiegoś zadania i będziemy mozolnie poruszać się od pierwszego poziomu aż do finału i nagle, ktoś inny wskoczy nam od razu na ostatni poziom (ponieważ spełnia wszystkie warunki z najwyższego poziomu i nie musi zaczynać od podstaw) i zgarnie nam nagrodę za wykonane zadania sprzed nosa. Potrafi nieźle wku….
Analogiczna sytuacja występuje podczas walk z potworami.
Każdy ze stworów posiada własną kartę postaci, na której m.in. są oznaczone miejsca, w które należy daną bestię trafić, aby zabić.
Atakujemy, zagrywając karty z konkretnymi symbolami, widocznymi na słabych punktach bestii. Następnie potwór kontratakuje (czyli nasz przeciwnik po lewej stronie losuje 2 karty ataku potwora, wybiera jedną i zagrywa), a my staramy się obronić. Czasami obrona się nie udaje i następuje koniec polowania, jednakże wszystkie rany, które zadaliśmy bestii na niej pozostają…
I w tym momencie wpada Achilles, dobija rannego Cerbera i zabiera nam kolejne trofeum sprzed nosa…
W takiej sytuacji hoplici potrafią latać na wysokości lamperii 😉
Jeśli już jesteśmy przy walce, należy wspomnieć o starciach oddziałów hoplitów należących do różnych graczy.
System walki jest prosty, ale nie prostacki. Podliczamy siłę naszej armii i zagrywamy na przemian karty walki, tym razem stroną odnoszącą się do starć armii (a nie polowania na potwory). Każdy może zagrać tyle kart, ile chce, po czym jeśli obaj gracze spasują następuje ponowne podliczenie siły, wygrany przejmuje teren, a przegrany musi się wycofać na sąsiadujący obszar, należący do niego. Jeśli nie ma takiego obszaru, armia zostaje zabita.
Takie zagrywanie kart szybko by się znudziło, gdyby nie jeden ciekawy twist wprowadzony przez twórcę. Mianowicie – mocniejsze karty wymagają poświęcenia odpowiedniej liczby naszych żołnierzy (symbolizuje to czerwona czaszka na dole karty). Nie możemy więc bezkarnie szastać potężnymi atakami, ponieważ może się okazać, że przy okazji wybiliśmy całą naszą armię! Mało tego, nie możemy również zagrać takiej karty w przypadku, gdy mielibyśmy uśmiercić większą liczbę naszych żołnierzy, niż jest ich na polu bitwy. Dlatego karty należy zagrywać z głową, aby nie okazało się, że efektem starcia będzie jedynie pyrrusowe zwycięstwo.
Ostatnią wadą, na którą chcę zwrócić uwagę (i w sumie dla mnie jest to tak naprawdę jedyny minus tej gry), to oznaczenie obszarów miejskich na mieście.
Otóż w niektórych prowincjach mamy tzw. miasta, w których możemy umieścić jedną figurkę naszego hoplity. Miasta mają duże znaczenie strategiczne (kto kiedykolwiek brał udział w oblężeniu miasta, ten wie, dlaczego), dlatego warto w nim umieszczać własnego żołnierza. Tylko, że ten bardzo ważny strategicznie obszar, oznaczony jest na planszy mały kwadracikiem z napisem +1 def.
I teraz wyobraźcie sobie sytuację, kiedy mamy swoją armię w pewnym regionie i naciera na ten region inna armia. Masa figurek, jedna na drugiej, do tego przyplątał się jeszcze Minotaur albo Hydra i nagle pada pytanie:
– Tej, pamięta ktoś czy ja miałem tutaj kolesia w mieście?
Oczywiście nikt nie pamięta.
Egzemplarz, który mam obecnie w domu zawiera dodatek, w którym są właśnie plastikowe znaczniki miast (oraz świąt, ale tutaj jest tylko kwestia estetyczna – zamiana tektury na plastik) i jeśli zdecydujecie się na zakup LoH to ten dodatek jest obowiązkowy!
Domyślam się, że miał być w pudełku, ale już się nie zmieścił;)
Znowu się rozpisałem, więc może pora to podsumować.
Lords of Hellas to kawał bardzo dobrej gry. Udanie łączy mechaniki area control z lekką domieszką gry przygodowej. Do tego klimat, regrywalność, różnorodność i masa dróg do zwycięstwa – każdy odnajdzie w niej swój styl i będzie w stanie w nią wygrać.
Z drugiej strony nie jest to gra bez wad – losowość w kartach walk, artefaktów i blessingu. Dość prosta mechanika starć między armiami i nie do końca opracowany system polowań i questów.
Sami musicie sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to do Was przemawia.
Ja to kupuję. Ta gra ma wszystko to, co mnie pociąga w grach, a to, że ktoś sprzątnie mi potwora sprzed nosa, tylko jeszcze bardziej motywuje mnie do działania! Mimo losowości (która jest immanentną częścią gier przygodowych/ameri) czuję, że mam pełną kontrolę nad swoimi poczynaniami, nawet grając w pełnym składzie. Walka, zarówno z potworami, jak i przeciwnikami zmusza mnie do odpowiedniego przygotowania, obrania pewnej strategii i przemyślenia swoich ruchów. Do tego korzystanie z akcji specjalnych wymusza na mnie planowanie w przód, aby nie okazało się, że będę musiał w złym momencie zainicjować budowę pomnika, dzięki czemu otworzę drogę do zwycięstwa innemu graczowi, odblokowując jego akcje specjalne (zazwyczaj to inni pomagali mi w ten sposób ;p). A do tego klimat, klimat i jeszcze raz klimat!
Dlatego właśnie Lords of Hellas to moja pozycja #2 wśród gier area control.
A wracając do pytania ze wstępu to mogę śmiało powiedzieć, że Krzysztof Wolicki zrobił moją ukochaną grę, ale to Adam jest moim ulubionym polskim autorem. Przynajmniej do czasu, aż RedImp wyda grę o Inkwizytorze – wtedy przyjdzie pora na zweryfikowanie poglądów!
ps.
Dziękuję bardzo Krzysztofowi z Awaken Realms za udostępnienie gry do pogrania i recenzji!:)
*Ajschylos
1 komentarz
GRY PLANSZOWE W PIGUŁCE #1108 - Board Times - gry planszowe to nasza pasja · 30 marca 2018 o 19:42
[…] Board Games Addiction karmi nałóg przy Lords of Hellas. […]