Wydawnictwo Trefl kojarzyło mi się do tej pory z puzzlami (fakt faktem najlepszej jakości na rynku) i grami dziecięcymi z serii Koala Mądrala, które lubi moja córka. Niedawno jednak Trefl wypuścił na rynek tytuł, który z grą dla dzieci ma niewiele wspólnego, a puzzli nie przypomina. Gra o tajemniczym tytule Ego celuje w zupełnie innego odbiorcę. Próbuje wejść na młodzieżowe imprezy, spotkania ze znajomymi, czy domowe wieczory w gronie najbliższych. Jednym słowem – z założenia miała powstać gra imprezowa, prosta mechanicznie, nastawiona przede wszystkim na interakcję. Jaki jest tego efekt? Odpowiedź poniżej!
Wykonanie na miarę marki
Kolorystyka pudełka i elementów wewnątrz jest z jednej strony bardzo minimalistyczna, z drugiej mocno wyrazista – koncentruje się tak na prawdę na dwóch kolorach – czarnym i czerwonym. Po otwarciu pudełka napotkamy jednostronicową instrukcję (zasady są na prawdę proste – 4-latka zrozumiała ;)), dużą egową kropkę, służącą za planszę i mnóstwo małych czerwonych znaczników, do tego zestawy czarnych żetonów dla każdego gracza i tajemnicze pudełko z pakietem kart z pytaniami. Czymś, co od razu rzuca się w oczy i nie pozwala przejść obojętnie obok Ego jest jakość wykonania elementów. Duży i małe znaczniki wykonane są bardzo ładnie – z grubej tektury, na matowym czerwonym kolorze znajduje się lekko wypukły, błyszczący, czarny napis. Czarne żetony dla graczy przypominają duże guziki, które przyjemnie leżą w dłoni. Są trochę cieńsze od tych ze Splendoru. Pakiet kart zamknięty jest w grubym pudełku, które bezproblemowo można zabrać gdzieś ze sobą bez obawy o uszkodzenie zawartości. Tak na prawdę, gdyby duże pudełko zastąpić jakimś woreczkiem, wyrzucić okrągłą planszę, bez której można się obejść w trakcie gry to Ego staje się kompaktową imprezówką, którą bezproblemowo można zabrać na wypad ze znajomymi, a domyślam się, że o to autorom chodziło. Należę do osób, które przykładają dużą wagę do wykonania figurek, żetonów, czy znaczników w grach – w tym aspekcie Trefl bardzo dobrze odrobił pracę domową – esteci będą zadowoleni!
A co na to Twoje Ego?
Na czym w ogóle polega rozgrywka? Na początku każdy z graczy otrzymuje 10 małych, czerwonych żetonów, stanowiących swego rodzaju walutę. W puli ogólnej znajduje się ich 10 x liczba graczy (czyli np. w rozgrywce 4 osobowej – 40 żetonów). Do tego 3 czarne żetony – z jedną, dwiema, bądź trzema czerwonymi kropkami do zaznaczania odpowiedzi. Z takim zestawem pierwszy gracz losuje kartę z pytaniem. W pudełku znajduje się 220 dwustronnych kart, co daje w sumie aż 440 pytań! Nie ma się co bać o szybkie znudzenie, czy diametralną powtarzalność. 😉 Posiadacz karty czyta pytanie i 3 możliwe odpowiedzi. Następnie kładzie swój czarny żeton z ilością kropek, oznaczającą wybraną przez niego odpowiedź rewersem do góry. Pozostali czynią podobnie, spekulując którą odpowiedź wybrał pierwszy gracz. Dodatkowo wykorzystują swoje czerwone znaczniki do postawienia zakładu na wskazaną przez siebie odpowiedź – 1 lub 2 sztuki. Jeśli wskażą poprawnie, wygrywają dodatkowe czerwone kropki w ilości odpowiadającej zakładowi. Jeśli się pomylili – tracą je, a postawione przez nich egotki trafiają do puli ogólnej. Pytający otrzymuje żetony z tejże puli, w ilości analogicznej do ilości poprawnych odpowiedzi. Gra się kończy, kiedy bank się wyczerpie. Wygrywa oczywiście osoba, która nazbierała najwięcej czerwonych kropek. 🙂
Diabeł tkwi w szczegółach
Na pierwszy rzut oka, Ego wydaje się grą przeznaczoną dla każdego odbiorcy. Jeśli jednak wczytać się w pytania, szczególnie niektóre okaże się, że są one dość… kontrowersyjne i nie każdemu mogą odpowiadać. Spotkałem się z negatywnymi opiniami o tym tytule i domyślam się, że właśnie tego typu pytania były przyczyną. A mianowicie, od delikatnych, czy zabawnych pytań zaczynając, np. „Jak oceniasz swoją pamięć krótkotrwałą? 1. Doskonale 2. Całkiem nieźle 3. Przepraszam, jakie było pytanie?” przez poważniejsze, np. „Co jest dla ciebie decydujące przy zmianie pracy? 1. Pieniądze 2. Atmosfera 3. Możliwości rozwoju”, na bardzo osobistych kończąc, np. „Ile razy byłeś bliski śmierci? 1. Kilka 2. Raz 3. Jak dotąd ani razu (o ile wiem). Zdarzają się też pytanie dość niekomfortowe, np. „Czy zdarzyło ci się czytać czyjeś maile w tajemnicy?”, czy” Czy komukolwiek z grających jesteś winien jakieś przeprosiny?”. Myślę, że ta ostatnia grupa pytań stanowi o tym, że opinie o Ego są albo dobre, albo złe – z neutralnymi się nie spotkałem. W moim odczuciu powodzenie tego tytułu zależy od grupy, do której trafi, ale nie pod względem doświadczenia w samych planszówkach, a osobowości i dystansie do siebie i świata, czy otwartości na dzielenie się swoim wnętrzem i umiejętnością śmiania się z samego siebie. Ja takie gry lubię, jednak mam świadomość, że nie każdemu taka formuła będzie odpowiadać.
Przetestowaliśmy grę z 4-latką (oczywiście omijając niektóre pytania) – dla dziecka liczyła się przede wszystkim frajda z zabawy żetonami, chociaż niektóre pytania też wywoływały u niej śmiech. Stwierdzam jednak, że są inne, lepsze gry przeznaczone stricte dla dzieci. 😉
Drugą grupą testową była para znajomych w naszym wieku – ok. 30 lat. Muszę przyznać, że grało się bardzo dobrze. Pytania trafiały się różne, zarówno te mniej, jak i bardziej kontrowersyjne, jednak zamiast przysłowiowej spiny wywoływały raczej uśmiech pytającego i jeszcze ciekawsze spekulacje obstawiających. Myślę, że w pewnym stanie świadomości efekt byłby jeszcze… ciekawszy. 😉
Podsumowując – dla mnie Ego jest bardzo ciekawą propozycją i na pewno będziemy do niej wracać przy okazji spotkań w grupie znajomych. Mam świadomość, że część osób uzna ją niestety za kiepski tytuł ze względu na zbyt intymne, kontrowersyjne pytania. Nie jest to zatem pozycja dla każdego, co będzie powodować skrajnie dobre, lub złe opinie, a co za tym idzie zawężać grupę odbiorców.
Czy warto?
Jeśli szukasz gry imprezowej, bez skomplikowanej mechaniki i szybkiej do opanowania – WARTO.
Jeśli szukasz gry, w której wiele dzieje się nad planszą, a karty i kostki nie są najważniejsze (i nawet nie występują ;)) – WARTO.
Jeśli chcesz mieć grę z elementami (podstawowymi ;)) hazardu – WARTO.
Jeśli nie masz dystansu do siebie, albo nie chcesz mówić otwarcie o swoich przekonaniach, uczuciach – NIE WARTO.
2 komentarze
Santiago, czyli daj się wpuścić w kanał (wodny) ! – Board Games Addiction – recenzje, zdjęcia, nowości, luźne gadki – o grach planszowych! · 29 czerwca 2016 o 13:57
[…] uwagi tytułów, wydanych właśnie przez tę firmę. Jakiś czas temu pisałem o imprezowym ego i skierowanej głównie do młodszych Misja: Kolonizacja, a także karcianki nastawionej na […]
Świąteczny poradnik prezentowy na ostatnią chwilę! – Board Games Addiction – recenzje, zdjęcia, nowości, luźne gadki – o grach planszowych! · 21 grudnia 2016 o 11:00
[…] spod skrzydeł Trefla (recenzja TUTAJ). Gra, w której zadajemy i odpowiadamy na pytania, obstawiamy wybory pozostałych graczy i liczymy […]